Co łączy Jarosława Kaczyńskiego i Janusza Palikota? Z pozoru nic oprócz wzajemnej wrogości. Ale jeśli przyjrzeć się temu, co obaj politycy wyprawiają w ostatnich dniach trudno nie zauważyć, że obaj robią wszystko, aby doprowadzić do śmierci polskiej polityki i sprowadzenia debaty publicznej do rzucania kamieniami w przeciwnika, gdy ten nieopatrznie wystawi głowę ze swojego okopu.
Janusz Palikot, który całym swoim jestestwem demonstruje nienawiść do wszystkiego co jest związane z rodziną Kaczyńskich, z wdziękiem niemieckiego czołgu forsuje kolejne granice przyzwoitości. Na swoim blogu zdążył oskarżyć Martę Kaczyńską o to, że dorobiła się na śmierci rodziców, zasugerować, że Lech Kaczyński był pijany w czasie tragicznego lotu 10 kwietnia, a ostatnio kpi z rodziny Przemysława Gosiewskiego domagającej się ekshumacji ciała posła PiS. „Przemysław Gosiewski żyje. Widziano go na peronie we Włoszczowej, jak zmagał się z Ruskimi, ale dał radę" – zaśmiewa się Palikot.
Z drugiej strony Jarosław Kaczyński równie subtelnie oskarża o katastrofę rząd Donalda Tuska. Bo nie kupił samolotów (rząd PiS też nie kupił, ani żaden inny rząd po 1989 roku, ale to drobiazg), bo Tusk ściskał się z Putinem (zamiast dać mu po twarzy), bo śledztwo nie wykazało, że to zamach, bo PO krytykowała prezydenta (PiS oczywiście premiera nie krytykował). Według Kaczyńskiego Tusk powinien co najmniej podać się do dymisji – a najlepiej udać się na jakąś Elbę, gdzie do końca życia pokutowałby za swoje grzechy.
Palikotowi i Kaczyńskiemu dzielnie sekundują inni. Stefan Niesiołowski z wrodzonym poczuciem humoru sugeruje, że prezes PiS oszalał, a Joachim Brudziński oskarża premiera o porzucenie prezydenta w „ruskiej trumnie". W dyskusję na tym poziomie zaczynają się też już włączać kolejni partyjni bojownicy. Będzie się działo.
Efekt? Zamiast ze sobą rozmawiać – politycy PO i PiS znów wykopują okopy, z których będzie można celnie ranić przeciwnika w ramach niekończącej się wojny pozycyjnej. Wy nam Palikotem, my wam Brudzińskim. Wy nam Kaczyńskim, my wam Kutzem. U was jest Staniszkis, a u nas Wajda. Etc. etc.
Najgorsze jest jednak to, że w to szaleństwo wojny totalnej politycy wciągają swoich fanów. Dziś znów nie sposób porozmawiać o tym, czy lepsza jest wizja państwa serwowana przez PO, czy może projekt PiS-owski – bo z wrogiem się nie rozmawia. W efekcie każda próba dyskusji w ramach społeczeństwa obywatelskiego, kończy się stwierdzeniem „a wy zamordowaliście prezydenta", lub „a wy oszaleliście z nienawiści". Podatki? Smoleńsk! Autostrady? Palikot! Polityka zagraniczna? Kaczyński! I tak w kółko.
Zgoda buduje, a Polska jest najważniejsza? Pamiętacie to jeszcze? Z perspektywy ostatnich dni trzeba przyznać, że patrząc na te hasła jednego naszym politykom odmówić nie można. Mają poczucie humoru.