- To nie jest spisek, WikiLeaks powstało w innym celu, a potem skierowało swoje zainteresowanie na inne pola i teraz wykorzystywane jest przez przeciwników wojny w Afganistanie. Nie zastanawiających się, co tak naprawdę oznacza publikacja takich danych - wyjaśnia Gromosław Czempiński, były szef Urzędu Ochrony Państwa. - Jeśli Amerykanie nie podejmą odpowiednich działań, to ludzie w innych krajach również będą przekazywać podobne dokumenty WikiLeaks - dodał Dukaczewski, były szef Wojskowych Sił Informacyjnych.
- Wszędzie, gdzie angażuje się siły wojskowe pojawiają się ludzie sfrustrowani. Te dokumenty mogły wyjść od samych żołnierzy. Jeśli nie będzie zdecydowanego działania władz, to będą działały na coraz większą skalę. Zaczyna się to niewinnie, a przeradza w coś bardzo groźnego - uważa Czempiński. - To są typowe meldunki dzienne stosowane przez siły koalicji. Mamy do czynienia z nieodpowiedzialnym działaniem ludzi z centrów analizy danych - mówi Dukaczewski.
Generałowie uważają, że publikacja dokumentów może prowadzić do niebezpieczeństwa. Po pierwsze dlatego, że obniża to zaufanie do dysponentów dokumentów. Po drugie chodzi o samych Afgańczyków. - Publikacja danych Afgańczyków pomagających międzynarodowej koalicji, to dla nich wyrok śmierci. Ich życie i zdrowie jest narażone - mówi Marek Dukaczewski. - Nikt nie będzie chciał współpracować z siłami koalicyjnymi, bo będzie miał świadomość, że to zakończy się źle - dodaje Czempiński.
TVN, pp