W czasie żałoby narodowej harcerze postawili przed Pałacem Prezydenckim krzyż upamiętniający tych, którzy zginęli 10 kwietnia pod Smoleńskiem. We wtorek tłum przybyły w okolice Pałacu uniemożliwił zaplanowane przeniesienie tego krzyża w uroczystej procesji do kościoła św. Anny. Takie rozwiązanie zakładało porozumienie podpisane pod koniec lipca przez warszawską kurię, Kancelarię Prezydenta, organizacje harcerskie i duszpasterstwo akademickie kościoła św. Anny. 5 sierpnia uczestnicy akademickiej pielgrzymki mieli ponieść go na Jasną Górę, po czym krzyż miał wrócić kościoła św. Anny. Komorowski powiedział, że chciał o upamiętnieniu ofiar katastrofy mówić dopiero po objęciu funkcji prezydenta. - Ale mówię dzisiaj ze względu na niepokojący rozwój wydarzeń i niedobrych nastrojów wokół tej kwestii, pełnych negatywnych emocji, a może i obaw - podkreślił.
Komorowski nie krył, że jest mu przykro z powodu wtorkowych awantur wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim. - Przypominam, że nie ma właściciela żałoby narodowej, nie ma właściciela godła państwowego i nie ma także właściciela krzyża. Każdy, kto chce tak zrobić, jest uzurpatorem. Żałoba ma charakter ogólnonarodowy, godło państwowe jest godłem narodowym, a krzyż jest własnością wszystkich ludzi wierzących - powiedział Komorowski. Jak zaznaczył, upamiętnienie tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem, musi się odbyć się "nie na zasadzie zawłaszczania symboliki, miejsca, żałoby ogólnonarodowej, tylko na zasadzie dobrego obyczaju w zgodzie z przepisami". Komorowski zapowiedział, że szczegóły dotyczące formy upamiętnienia katastrofy smoleńskiej będzie trzeba konsultować m.in. z konserwatorem zabytków.
- Z niepokojem obserwuję, że sprawa przyszłości krzyża przed Pałacem Prezydenckim stała się elementem gry politycznej ze szkodą dla autorytetu państwa polskiego, a także dla Kościoła katolickiego i opinii o nim - stwierdził Komorowski. Przypomniał, że jedyna jego wypowiedź dotycząca problemu krzyża przed Pałacem Prezydenckim znalazła się w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". - Powiedziałem w nim, że krzyż powinien być przeniesiony, a nie usunięty. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to chyba nie chodził do szkoły. Każdy wie, co znaczy usunięcie ucznia z klasy, a co innego przeniesienie go w inne miejsce - tłumaczył prezydent-elekt. - Dopatruję się w tym złej intencji ze strony osób, które chcą te słowa o usunięciu krzyża włożyć w moje usta, mimo że w komunikatach i umowie zawartej przez Kancelarię Prezydencką przez ministra Jacka Michałowskiego z harcerzami i Warszawską Kurią Biskupią padają określenia o potrzebie przeniesienia krzyża w godny sposób i jego usytuowanie w innym miejscu, które pozwoli godnie wspominać ofiary katastrofy smoleńskiej w należytej powadze i skupieniu - dodał.
PAP, KAI, arb