Platforma Obywatelska wydaje się być z gumy. Mieści wszystkich. Z jednej strony znalazł tam swoje miejsce Jarosław Gowin - konserwatywny intelektualista, z drugiej Janusz Palikot – liberalny skandalista. Ostatnio PO rozpoczęła kolejne polowanie. Tym razem na ludzi lewicy.
Wróble ćwierkają, że po Danucie Huebner, Włodzimierzu Cimoszewiczu i Tomaszu Nałęczu, którzy znaleźni swoje nisze i posady w szeroko pojętym środowisku platformerskim, partia Donalda Tuska złowi Ryszarda Kalisza, Wojciecha Olejniczaka, Katarzynę Piekarską, a nawet Bartosza Arłukowicza. Ostry skręt w lewo czy próba zagospodarowania jeszcze większej przestrzeni wyborczej w imię zasad „dla każdego coś miłego"? Jeśli to pierwsze, to wkrótce może dojść do buntu wewnątrz PO. Wielu jej konserwatywnych działaczy zapewne nie chce należeć do partii lewicowej czy centrolewicowej. Jeśli drugie, co bardziej prawdopodobne, to Platforma może w końcu skończyć jak zbyt długo pompowany balon, który pęka z powodu nadmiernej ilości powietrza.
Solą demokracji jest możliwość wyboru. W dużym uproszczeniu polega to a tym, że możemy głosować na lewicę, prawicę albo centrum. Możemy wybrać partie konserwatywne, liberalne albo socjaldemokratyczne. Jeśli jedna formacja chce być liberalno-konserwatywno-socjaldemokratyczna, to znaczy, że z demokracją jeszcze nie jest u nas najlepiej.