Lech jechał do Dniepropietrowska z bagażem pełnym kłopotów. Słaba forma, nieskuteczność oraz brak kilku podstawowych zawodników. Trener mistrza Polski Jacek Zieliński w Poznaniu musiał zostawić Seweryna Gancarczyka, Bartosza Bosackiego (kontuzje), Grzegorza Wojtkowiaka (kartki), Sławomira Peszkę (dyskwalifikacja UEFA) oraz Artjomsa Rudnevsa, który w rozgrywkach europejskich będzie mógł zagrać dopiero od fazy grupowej Ligi Europejskiej. Na domiar złego, podczas środowego treningu Artur Wichniarek doznał urazu. Wprawdzie jeszcze przed spotkaniem gracz uczestniczył w rozgrzewce, ale ból okazał się silniejszy. Lech tym samym pozostał z jednym napastnikiem w składzie - Joelem Tshibambą.
Na przekór kłopotom lechici zaczęli od mocnego uderzenia. Już pierwsze akcje pokazały, że poznaniacy nie zamierzają się bronić. W 5 min., po dośrodkowaniu Semira Stilicia, Manuel Arboleda efektownym szczupakiem i z rywalem na plecach pokonał Antona Kanibołockiego. To była dopiero druga bramka Kolejorza w piątym w tym sezonie spotkaniu w europejskich pucharach.
Ukraińcy potrzebowali sporo minut by dojść do siebie. Tymczasem zespół Lecha zupełnie nie przypomniał drużyny z ostatnich meczów. Atakował z rozmachem, dokładnie, a wysoko postawiona defensywa z zaskakującą łatwością likwidowała ataki napastników występujących w reprezentacji Ukrainy. W 14 min. mogło być już 2:0 dla gości - znów dośrodkowanie Stlicia do Arboledy, ale tym razem piłka po strzale Kolumbijczyka minimalnie minęła słupek. Kilkoma udanym rajdami z prawej strony popisał się Jacek Kiełb, który udanie zastąpił Sławomira Peszkę. Angażował się nie tylko w akcje ofensywne, ale harował również w destrukcji. W 33 min. znów bliski zdobycia gola był Lech. Marcin Kikut mógł wpisać się na listę strzelców, ale źle przyjął piłkę w polu karnym.
Dopiero w ostatnim kwadransie gospodarze zepchnęli poznaniaków do defensywy. Sporo pracy miał Jasmin Burić, a obrońcy Kolejorza momentami musieli wybijać piłkę "na oślep". Ale natarcia Dnipro otwierały też lechitom szanse do kontrataków. Po jednym z nich Kiełb huknął z dystansu, jednak bramkarz gospodarzy był na posterunku.
Początek drugiej połowy to już zdecydowana przewaga zespołu z Dniepropietrowska. W 55 min. Aleksandr Hładkij z bliska trafił w Burcia, który cudem obronił dobitkę Serheja Krawczenki. Lech przetrwał napór rywala i kilka razy znów odważniej zaatakował Ukraińców. Z upływem czasu brakowało jednak poznaniakom sił. W ostatnich minutach szczęście sprzyjało mistrzom Polski - najpierw Jewhen Szakow już w doliczonym czasie gry trafił z linii pola karnego w słupek. Gdy przyjezdni z utęsknienim czekali na ostatni gwizdek arbitra poprzeczka, po uderzeniu Jewhena Sełezniowa, uratowała ich od utraty gola.
PAP, arb