W październiku 2009 r. Palikot powiedział w TVN24 w kontekście tzw. afery hazardowej, że "teraz naprawdę dużo większym kłopotem dla polskiego państwa i dla polskiej demokracji jest to, czy jest prawdą, czy nie, że Mariusz Kamiński działa w zmowie z Jarosławem Kaczyńskim i wykonuje operacje polityczne". Palikot ocenił też, że "jest bardzo dużo poszlak" wskazujących na istnienie "grupy politycznej dobrze zorganizowanej w różnych instytucjach: szef NBP, szef CBA, RN Telewizji, Jarosław Kaczyński i niestety Lech Kaczyński".
Palikot mówił też, że "jeśli chcemy się dowiedzieć naprawdę, jak wyglądają kulisy tej afery, tej spreparowanej afery przez CBA i Jarosława Kaczyńskiego, musimy absolutnie doprowadzić do wymiany kierownictwa CBA". Niedługo po tym, jak padły te słowa, premier Donald Tusk odwołał Kamińskiego.
Kaczyński narażony na utratę
W pozwie o ochronę dóbr osobistych Kaczyński żąda od Palikota przeprosin i wpłaty 30 tys. zł dla Polskiej Akcji Humanitarnej. W uzasadnieniu pozwu podkreślono, że inkryminowane słowa naruszyły dobra osobiste prezesa PiS, bo przedstawiły go jako osobę, która wykorzystując swą pozycję polityczną, wpływa na działania instytucji państwowej w walce z przeciwnikami politycznymi. Pozew stwierdza, że Palikot przypisał J. Kaczyńskiemu nieetyczne zachowania "polegające na inicjowaniu i koordynowaniu działań prowokujących różnego rodzaju afery", co naraziło go na utratę zaufania niezbędnego do funkcjonowania w życiu politycznym.
W maju Sąd Okręgowy, do którego Kaczyński skierował pozew, uznał, że jest sądem niewłaściwym do rozpatrywania sprawy i zdecydował o przekazaniu jej sądowi w Lublinie, gdzie mieszka Palikot. By nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że jego słowa były prawdziwe albo wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, bo działał w interesie publicznym.
zew, PAP