- Z jakichś, które niedawno zostały zrobione przez profesora Baniaka wynika, że większość uczniów w szkołach nie potrafi rozróżnić Trójcy Świętej, to co robi 31 tysięcy księży na etatach w szkołach? To kosztuje. Samo nauczanie religii, nie mówiąc o innych miliardach, które przeznacza się na Kościół, to kosztuje miliard złotych, a miliard złotych to jest 50 tysięcy laptopów, to jest kilkadziesiąt sal gimnastycznych, to jest kilkadziesiąt boisk sportowych - oburza się Wenderlich. I przekonuje, że w konkordacie jest wprawdzie mowa o religii w szkołach, ale nie ma słowa o tym, że wszystkich księży wziąć na etaty państwowe. - Dziś, kiedy Kościół ma już wystarczająco dużo przywilejów, a można powiedzieć, że i księża czerpią w dużej mierze z bezkarności, trzeba powiedzieć temu: stop. W konkordacie nie było mowy o żadnych wynagrodzeniach - podkreśla wicemarszałek Sejmu.
- Myślę, że trzeba wreszcie powiedzieć, że boskie co Bogu, a cesarskie co cesarzowi, ale nic więcej, nie żądamy niczego normalnego, tylko przywrócenia jakichś zwykłych norm europejskich - przekonuje polityk SLD. Zapewnia jednak, że SLD nie będzie zdejmować krzyży wiszących już w szkołach choć, jak dodaje, zdaniem polityków lewicy miejscem krzyża jest przestrzeń kościelna. - Rozdział Kościoła od państwa to nie fanaberia, tylko norma europejska, to cywilizacja. Nie można, jeśli człowiek jest wybierany przez ludzi do tego, żeby rządził, żeby sprawował rządy, odwoływać się później do pomocy duchownych. Nie może tak być, że Platforma Obywatelska została wybrana, żeby rządzić, rozwiązywać problemy Polaków, a ona z ustawami biega do Kościoła. Takiego świata być nie może - polityk SLD.
Polskie Radio, arb