Współpraca "w zasadzie pozytywna"
Prokurator Generalny uważa, że polsko-rosyjska współpraca w sprawie śledztwa smoleńskiego "w zasadzie przebiega pozytywnie". - Niepokojące sygnały były w czerwcu - wtedy uważałem, że dokumenty, o które zwracaliśmy się we wnioskach do strony rosyjskiej powinny były już nadejść, a nie nadchodziły - dodał. Podkreślił, że obecnie współpracę uważa za prawidłową.
Seremet zapowiedział też, że w najbliższych dniach z Polski do Rosji wysłana zostanie partia materiałów, która będzie wykonaniem rosyjskiego wniosku o pomoc prawną. Pytany o stan śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej Seremet poinformował, że wojskowi prokuratorzy przesłuchali już ponad 300 świadków. Ponadto zgromadzono 62 tomy akt.
Nawiązując do różnych postulatów pod adresem prokuratury Seremet podkreślił, że trzeba sobie uświadomić, że przedmioty, które stanowią dowód rzeczowy, albo przedmioty badań MAK - nie są jeszcze w zasięgu prokuratury polskiej. - Nadzieją napawa to, że ostatnio oznajmiono oficjalnie, iż prace MAK dobiegają końca i że raport w ciągu dwóch miesięcy będzie opracowany. Musimy dodać jeszcze 60-dniowy termin na ewentualne wniesienie zastrzeżeń przez polskiego akredytowanego przy MAK. Zapewne potem - nie wyobrażam sobie innego modelu procedowania - także prokuratura otrzyma dowody rzeczowe do wykorzystania procesowego - zapewnił.Wniosek na przyszłość
Seremet proponuje również poszerzenie Konwencji Chicagowskiej przez powołanie stałego międzynarodowego zespołu ds. badania wypadków lotniczych proponuje. Zastrzega, że to nie wotum nieufności dla MAK. Dodaje, że przy obecnych przepisach "nie można było inaczej prowadzić tego śledztwa niż właśnie w taki sposób - czyli dwutorowo, po polskiej i rosyjskiej stronie".
- Myślę, że wobec wątpliwości podnoszonych w tej konkretnej sprawie - a nie da się wykluczyć, że i w przyszłości takie wystąpią - trzeba wziąć pod uwagę możliwe rozbieżności stanowisk i interesów, oczywiste w społeczności międzynarodowej. Może byłoby godne rozważenia, żeby uzupełnić Konwencję Chicagowską przez powołanie stałego zespołu badawczego, do którego wchodziliby przedstawiciele wszystkich państw sygnatariuszy? - zastanawia się Seremet. Jego zdaniem, zespół badawczy mógłby być ciałem stałym, istniałby cały czas, ale aktywowałby się z chwilą zaistnienia jakiejś katastrofy na terenie państwa-sygnatariusza. Obecnie bowiem, jak podkreśla, w badaniu wypadku uczestniczy tylko przedstawiciel państwa - właściciela samolotu i komisja z kraju, na terenie którego doszło do katastrofy - tak stanowi Załącznik 13. do konwencji. Co do zasady, inne strony-sygnatariusze konwencji nie uczestniczą w badaniu.
Seremet pytany, czy nie jest to rodzaj wotum nieufności wobec MAK czy polskiej komisji, Seremet zapewnił, że "absolutnie nie". - Chodzi mi o jakieś rozwiązania dla przyszłości. Być może byłoby to właściwe, bo wyobraźmy sobie np. katastrofę na terenie państwa, które jest w stanie napiętych relacji z państwem - właścicielem samolotu. Te animozje mogą przecież rzutować na wyjaśnienie katastrofy. To taka ogólna idea, bez żadnego odniesienia do obecnego śledztwa, jego zakresu czy sposobu prowadzenia - wyjaśnił.PAP, arb