- Polskie władze nie zrobiły nic, by zabezpieczyć miejsce katastrofy 10 kwietnia - powiedziała Zuzanna Kurtyka - wdowa po szefie IPN Januszu Kurtyce.
Kurtyka pojechała do Smoleńska z grupą młodzieży ze Śląska. Młodym ludziom udało się tam znaleźć małe części polskiego samolotu. - Miejsce katastrofy nie jest zabezpieczone w ogóle. To przecież widać. Prawda? Zastanawiam się, czy tutaj jest w ogóle nasz polski konsulat w tym kraju. Bo to co jest, to jest w tym momencie zrobione przez ludzi, którzy tu przyjechali, przez grupy, które przyjechały oddać hołd. A gdzie jest praca konsulatu? Ich obowiązkiem jest w jakiś sposób upamiętnić to miejsce. Tego wszystkiego nie ma - grzmiała wdowa po szefie IPN.
- Proszę sobie popatrzeć i odpowiedzieć na to pytanie, czy władze cokolwiek robią - mówiła. - W tym momencie nic nie jest zrobione. Oczekiwałabym odpowiedniego upamiętnienia tego miejsca. To jest pole, które w tym momencie jest suche. Za chwilę się zamieni w błoto i tyle - dodała Kurtyka.
RMF FM, ps