Koalicja PO-PSL to tylko przykrywka dla prawdziwej koalicji rządzącej niepodzielnie Polską. Koalicję tę tworzą PO i PiS. Role w koalicji są precyzyjnie rozpisane – Platforma po cichu administruje Polską, a PiS głośno odciąga uwagę opinii publicznej od jej błędów.
To może wyglądać tak: co wieczór przed snem Donald Tusk telefonuje do swojego przyjaciela Jarosława Kaczyńskiego. I żali mu się, że nie jest dobrze. Gaz się kończy, deficyt rośnie, pociągi się spóźniają, autostrady są w Niemczech, Palikot szaleje, Schetyna knuje – i on, premier, ma tego wszystkiego dosyć. Na to Jarosław Kaczyński odpowiada: nie martw się, ja wiem jak to jest, ale coś razem wymyślimy. I wymyślają: komisję Macierewicza, wojnę o krzyż, zawieszanie członków PiS, kondominium rosyjsko-niemieckie, etc. Ostatnio wspólnie uradzili, że w związku z powolnym wyczerpywaniem się wymienionych wcześniej tematów sięgną po Annę Fotygę. I premier znów mógł zasnąć spokojnie: wiązaniem mediów i opinii publicznej znów zajmie się PiS.
Tekst umieszczony przez Annę Fotygę na portalu pis.org.pl przebija wszystko to co do tej pory mówili Antoni Macierewicz i Jarosław Kaczyński razem wzięci. Słowa o kondominium niemiecko-rosyjskim to, w porównaniu z wywodami byłej minister spraw zagranicznych, wyważona analiza sytuacji geopolitycznej Polski. Wypowiedzi o moralnej odpowiedzialności rządu za katastrofę smoleńską i żądanie dymisji prezydenta Komorowskiego – brzmią przy wypowiedzi Fotygi jak zwykła polemika opozycji z rządem. Ba, nawet mówienie o „wybraniu Komorowskiego przez przypadek" wygląda na racjonalną krytykę mankamentów polskiej demokracji.
Bo Fotyga nie pozostawia już żadnych niedomówień. Putin i Tusk prowadzili – zdaniem byłej minister – potworną grę, której celem od początku była fizyczna eliminacja polskiego prezydenta. Śmierć polityczna Lecha Kaczyńskiego to było dla nich za mało. W ich niecnych knowaniach uczestniczyła Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej i polski MSZ. Co więcej „doświadczeni politycy w kraju i za granicą" rozumieli, że o to właśnie chodzi. Ale milczeli. Pewnikiem bali się, że jeśli zabiorą głos wówczas ich również dosięgną macki spisku. Fotyga zresztą ostrzega, że mogą być kolejne ofiary.
Po co to wszystko? Ano po to, by doprowadzić do… pojednania Polski z Rosją i Niemcami. A tak naprawdę po to, aby umożliwić budowę Gazociągu Północnego oraz Muzeum Wypędzonych w Niemczech. Problem w tym, że Fotyga nijak nie tłumaczy, w jaki sposób Lech Kaczyński zablokowałby te inicjatywy, zwłaszcza, że sondaże wskazywały, iż jego prezydentura nieuchronnie skończyłaby się w grudniu tego roku. Ten mały szczegół sprawia, że teza o międzynarodowym spisku czyhającym na życie polskiego prezydenta staje się ciut groteskowa.
Tu jednak wracamy do początku. Nie chodzi o argumenty, racjonalność, logikę – i tego typu dyrdymały. Chodzi o to, żeby było głośno, radykalnie i z przytupem – bo wtedy można mieć pewność, że zamiast finansami publicznymi państwa będziemy zajmować się, w zależności od upodobań, demaskowaniem spisków bądź demaskowaniem demaskatorów. A deficyt jak rósł o 300 milionów złotych dziennie, tak będzie rósł dalej.
- Słuchaj, a co będzie jak ta Fotyga nie chwyci? – pyta na zakończenie rozmowy Donald Tusk. – Spokojnie – odpowiada Jarosław Kaczyński. – Wtedy powiem, że w tym wszystkim maczał też palce Marek Migalski.
Tekst umieszczony przez Annę Fotygę na portalu pis.org.pl przebija wszystko to co do tej pory mówili Antoni Macierewicz i Jarosław Kaczyński razem wzięci. Słowa o kondominium niemiecko-rosyjskim to, w porównaniu z wywodami byłej minister spraw zagranicznych, wyważona analiza sytuacji geopolitycznej Polski. Wypowiedzi o moralnej odpowiedzialności rządu za katastrofę smoleńską i żądanie dymisji prezydenta Komorowskiego – brzmią przy wypowiedzi Fotygi jak zwykła polemika opozycji z rządem. Ba, nawet mówienie o „wybraniu Komorowskiego przez przypadek" wygląda na racjonalną krytykę mankamentów polskiej demokracji.
Bo Fotyga nie pozostawia już żadnych niedomówień. Putin i Tusk prowadzili – zdaniem byłej minister – potworną grę, której celem od początku była fizyczna eliminacja polskiego prezydenta. Śmierć polityczna Lecha Kaczyńskiego to było dla nich za mało. W ich niecnych knowaniach uczestniczyła Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej i polski MSZ. Co więcej „doświadczeni politycy w kraju i za granicą" rozumieli, że o to właśnie chodzi. Ale milczeli. Pewnikiem bali się, że jeśli zabiorą głos wówczas ich również dosięgną macki spisku. Fotyga zresztą ostrzega, że mogą być kolejne ofiary.
Po co to wszystko? Ano po to, by doprowadzić do… pojednania Polski z Rosją i Niemcami. A tak naprawdę po to, aby umożliwić budowę Gazociągu Północnego oraz Muzeum Wypędzonych w Niemczech. Problem w tym, że Fotyga nijak nie tłumaczy, w jaki sposób Lech Kaczyński zablokowałby te inicjatywy, zwłaszcza, że sondaże wskazywały, iż jego prezydentura nieuchronnie skończyłaby się w grudniu tego roku. Ten mały szczegół sprawia, że teza o międzynarodowym spisku czyhającym na życie polskiego prezydenta staje się ciut groteskowa.
Tu jednak wracamy do początku. Nie chodzi o argumenty, racjonalność, logikę – i tego typu dyrdymały. Chodzi o to, żeby było głośno, radykalnie i z przytupem – bo wtedy można mieć pewność, że zamiast finansami publicznymi państwa będziemy zajmować się, w zależności od upodobań, demaskowaniem spisków bądź demaskowaniem demaskatorów. A deficyt jak rósł o 300 milionów złotych dziennie, tak będzie rósł dalej.
- Słuchaj, a co będzie jak ta Fotyga nie chwyci? – pyta na zakończenie rozmowy Donald Tusk. – Spokojnie – odpowiada Jarosław Kaczyński. – Wtedy powiem, że w tym wszystkim maczał też palce Marek Migalski.
I tak PO-PiS trwa i trwa mać!