Według rzecznika Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach, pierwsze zgłoszenie "nie było precyzyjne". Przyjęcie doniesienia w tej sprawie potwierdził rzecznik katowickiej policji Jacek Pytel. - Będziemy ustalać wszelkie okoliczności tej sprawy. Jest o niej także powiadomiony prokurator. Zostanie zabezpieczona dokumentacja medyczna i przeprowadzona sekcja zwłok - powiedział.
W czwartek wieczorem Tomasz uskarżał się na ból ucha, wymiotował i miał bardzo wysoką gorączkę. Jego żona zdzwoniła na pogotowie. Według rodziny dyspozytorka katowickiego pogotowia odmówiła wysłania karetki i poradziła żonie, by udała się do apteki i kupiła leki przeciwbólowe albo sama przywiozła męża. Rano, gdy stan mężczyzny pogorszył się, rodzina po raz drugi zadzwoniła na pogotowie.
- Pierwsze wezwanie było w czwartek po godz. 21. Po raz drugi bratowa dzwoniła na pogotowie ponownie w piątek, przed godz. 7. rano, karetka przyjechała zaraz po godz. 7 - powiedziała siostra Tomasza, Katarzyna Smołczyk. Według jej relacji, kiedy po raz pierwszy żona Tomasza zadzwoniła po pogotowie, chory był jeszcze świadomy. Kiedy rano pogotowie przyjechało, kontakt z Tomaszem był już bardzo utrudniony, chory miał drgawki.
Jak relacjonuje rodzina, dwóch ratowników nie potrafiło znieść do samochodu chorego mężczyzny, dlatego na miejsce wezwano kolejną karetkę do pomocy. Został przewieziony do katowickiego szpitala MSWiA, zaraz potem do Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach-Ligocie. Tam stan mężczyzny się pogorszył, Tomasz stracił przytomność. Zmarł w piątek wieczorem.
Przypuszczalną przyczyną zgonu było zapalenie opon mózgowych połączone z udarem. Rodzina uważa, że gdyby Tomasz znalazł się szybciej w szpitalu, miałby szanse na przeżycie. W sobotę po południu złożyli doniesienie na policji. Rzecznik Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach Jerzy Wiśniewski powiedział, że aby szczegółowo ustalić okoliczności zgłoszenia, najpierw trzeba przesłuchać taśmę z zarejestrowanymi rozmowami - z 23 i 24 września - oraz przeczytać co jest odnotowane w tzw. zielonej karcie wyjazdowej. - Dyrekcja sprawą już się zajęła. W poniedziałek od rana będzie analizować wszystkie dokumenty - zapewnił Wiśniewski.
Według - jak zaznacza rzecznik - wstępnych ustaleń, czwartkowe zgłoszenie "nie było precyzyjne", więc dyspozytorka poradziła osobie wzywającej karetkę, żeby w pierwszej kolejności chorego skonsultować z jego lekarzem rodzinnym lub dyżurnym szpitalem na Ochojcu w Katowicach. - Najprawdopodobniej nie zastosowano się do tych wskazówek - powiedział Wiśniewski.pap, ps