Ma to związek z decyzją Sądu Najwyższego, który 25 maja orzekł, że zbrodnie komunistyczne zagrożone karą do pięciu lat więzienia są przedawnione od 1995 r. Może to oznaczać niemożność ścigania przez IPN np. oficerów SB stosujących groźby, wymuszenia lub dopuszczających się mniej groźnych pobić. Trzyosobowy skład SN uznał wówczas, że ustawa o IPN nie może samodzielnie regulować kwestii przedawnienia karalności wszystkich zbrodni komunistycznych i trzeba przy tym uwzględniać zapisy kodeksów karnych z 1969 r. i 1997 r.
Według polskiego prawa bieg przedawnienia takich czynów, nieściganych w PRL z przyczyn politycznych, zaczyna się od 1990 r. Niektóre sądy uznawały, że przed zmianą Kodeksu karnego w 1997 r. i przed uchwaleniem ustawy o IPN drobniejsze przestępstwa przedawniły się po pięciu latach na zasadach ogólnych - skoro do tego czasu nikt nie postawił danej osobie zarzutu. Ustawa o IPN wprowadziła inne okresy przedawnienia (2030 r. - dla zabójstw, 2020 r. - dla wszystkich innych zbrodni komunistycznych). Stąd pytanie, czy mogą one także dotyczyć tych czynów, które już takiemu przedawnieniu uległy.
Proces byłych prokuratorów odroczono do 22 listopada. Do przesłuchania pozostał ostatni świadek - jest on ciężko chory i będzie przesłuchany w miejscu zamieszkania przez sędziego delegowanego. Oskarżeni Witold K. i Janusz B. mówią, że po 4 latach procesu w I instancji sprawa "dojrzała do zakończenia". Grozi im do 3 lat więzienia, nie przyznają się do winy.
Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej z Katowic zarzucił niedopełnienie i przekroczenie obowiązków trzem b. prokuratorom z Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach (sprawę trzeciego - chorego Romana T. sąd wyłączył do oddzielnego postępowania). Ich przestępstwo miało polegać na niepodjęciu działań w celu zebrania wszystkich dowodów co do śmierci górników protestujących przeciw wprowadzeniu stanu wojennego.
Zdaniem IPN oskarżeni realizowali "polityczne cele" stanu wojennego, bo utrudniali śledztwo celowo i świadomie - po to, aby milicjanci, którzy strzelali do górników, uniknęli odpowiedzialności. Według IPN prokuratorzy od początku działali z nastawieniem, że wina leżała po stronie strajkujących. Nie zabezpieczono m.in. miejsca tragedii, nie zbadano broni plutonu specjalnego ZOMO ani nie ustalono ilości zużytej amunicji, nie zlecono opinii sądowo-lekarskiej ani też balistycznej, aby ustalić odległość, z jakiej strzelano do górników, nie przesłuchano wszystkich świadków, nie zebrano wszystkich dokumentów MO na temat akcji w "Wujku".
IPN oskarżył całą trójkę w 2004 r. Początkowo ich sprawy umorzono z powodu przedawnienia. IPN zaskarżył tę decyzję do Sądu Najwyższego, argumentując, że dopuścili się oni zbrodni komunistycznej, która przedawnia się dopiero w 2020 r. W końcu umorzenie uchylono; zarzuty dotyczą właśnie zbrodni komunistycznej.
zew, PAP