Z zeznań wojskowych pilotów wynika, że generał Andrzej Błasik mógł 10 kwietnia przejąć stery drugiego pilota Tu-154M. Weryfikowana jest również hipoteza, która zakłada, że to pod wpływem nacisku generała Błasika piloci tupolewa podjęli się próby lądowania na lotnisku Sewiernyj.
Według nieoficjalnych informacji generał Andrzej Błasik miał przejąć stery drugiego pilota, majora Roberta Grzywny, lub namówić kpt. Protasiuka, aby ten, mimo mgły, zdecydował się lądować na lotnisku Siewiernyj.
Podczas przesłuchania Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, oskarżyciele próbowali ustalić, czy dowódca załogi z 10 kwietnia kpt. Arkadiusz Protasiuk i drugi pilot mjr. Robert Grzywna byli osobami podatnymi na naciski zewnętrzne. Oceny mieli dokonać piloci z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Z ich zeznań wynika, że szef Sił Powietrznych wchodził już wcześniej do kabiny pilotów, również po to, aby zajmować ich miejsca.
- Były takie sytuacje, iż podczas lotu z gen. Błasikiem, wyżej wymieniony przychodził do kabiny i mówił do mnie „Panie poruczniku, Pan siedzi na moim miejscu. Ja będę leciał." Ja takich sytuacji miałem około trzech. Nie jestem w stanie powiedzieć, co robił gen. Błasik, po tym jak ja opuściłem fotel II pilota. Ja w tym czasie siedziałem w przedziale pasażerskim. Gen. Błasik kazał mi opuścić fotel II pilota jeszcze przed startem. I siedział na moim miejscu do momentu lądowania. Takie zdarzenia miały miejsce w 2008 i 2009 roku. Były to loty do Dęblina i Malborka – przyznaje jeden z pilotów 36. pułku.
To właśnie te zeznania skierowały śledztwo warszawskiej prokuratury na nowe tory, która zaczęła przesłuchiwać pozostałych pilotów 36. pułku. - Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w toku śledztwa bada wszystkie okoliczności, które mogą doprowadzić do ustalenia przebiegu zdarzenia w kokpicie samolotu, zwłaszcza te, które mogły mieć wpływ na zaistnienie katastrofy – komentuje rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej Zbigniew Rzepa, który nie chce bezpośrednio komentować powyższych doniesień. – Już w kwietniu powiedziałem, że polska komisja będzie przestrzegała dobrego obyczaju międzynarodowego dotyczącego pozostawienia prac komisji w tajemnicy dopóki nie opublikuje raportu końcowego – przypomina szef MSWiA Jerzy Miller. - Dobro tych, którzy są bliskimi ofiar tej katastrofy wymaga abym tak się zachował – wyjaśnia.
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich nie ma wątpliwości, co wydarzyło się podczas feralnego poranka. Klich uważa, że Dowódca Sił Powietrznych gen. Błasik spędził w kabinie pilotów ostatnie kilka minut przed katastrofą.
Warto przypomnieć, że 15 sekund przed katastrofą o 8:40;50, osoba opisana jako drugi pilot powiedziała: "odchodzimy", a jego ostatnią wypowiedź zarejestrowano na trzy sekundy przed katastrofą. Z zapisów rozmów w stenogramach jednoznacznie wynika jednak, że głosu Błasika nie odnotowano. – W kabinie Tu-154M było pięć miejsc siedzących: cztery dla załogi i jedno dodatkowe. Przy każdym powinien być zestaw słuchawek z mikrofonem. Piąta osoba mogła takiego radia używać – analizuje pilot, kapitan Grzegorz Pietruczuk.
Znajomi mjr. Roberta Grzywny odrzucają stawiane hipotezy. – Nie wyobrażam sobie, aby w trakcie feralnego lotu Robert mógł ulec jakimś naciskom. Robert był mniej doświadczony w lotach na tupolewie, w związku z tym nie mógł podejmować samodzielnie ryzykownych decyzji. Zawsze ostateczna decyzja należy do kapitana – oświadcza inny pilot 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
Opinia publiczna pozna oficjalne stanowisko prokuratury w tej sprawie dopiero po zakończeniu prac polskich ekspertów, którzy mają podjąć się analizy rozmów z kabiny pilotów Tu-154.
„tvn24", kz
Podczas przesłuchania Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, oskarżyciele próbowali ustalić, czy dowódca załogi z 10 kwietnia kpt. Arkadiusz Protasiuk i drugi pilot mjr. Robert Grzywna byli osobami podatnymi na naciski zewnętrzne. Oceny mieli dokonać piloci z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Z ich zeznań wynika, że szef Sił Powietrznych wchodził już wcześniej do kabiny pilotów, również po to, aby zajmować ich miejsca.
- Były takie sytuacje, iż podczas lotu z gen. Błasikiem, wyżej wymieniony przychodził do kabiny i mówił do mnie „Panie poruczniku, Pan siedzi na moim miejscu. Ja będę leciał." Ja takich sytuacji miałem około trzech. Nie jestem w stanie powiedzieć, co robił gen. Błasik, po tym jak ja opuściłem fotel II pilota. Ja w tym czasie siedziałem w przedziale pasażerskim. Gen. Błasik kazał mi opuścić fotel II pilota jeszcze przed startem. I siedział na moim miejscu do momentu lądowania. Takie zdarzenia miały miejsce w 2008 i 2009 roku. Były to loty do Dęblina i Malborka – przyznaje jeden z pilotów 36. pułku.
To właśnie te zeznania skierowały śledztwo warszawskiej prokuratury na nowe tory, która zaczęła przesłuchiwać pozostałych pilotów 36. pułku. - Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w toku śledztwa bada wszystkie okoliczności, które mogą doprowadzić do ustalenia przebiegu zdarzenia w kokpicie samolotu, zwłaszcza te, które mogły mieć wpływ na zaistnienie katastrofy – komentuje rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej Zbigniew Rzepa, który nie chce bezpośrednio komentować powyższych doniesień. – Już w kwietniu powiedziałem, że polska komisja będzie przestrzegała dobrego obyczaju międzynarodowego dotyczącego pozostawienia prac komisji w tajemnicy dopóki nie opublikuje raportu końcowego – przypomina szef MSWiA Jerzy Miller. - Dobro tych, którzy są bliskimi ofiar tej katastrofy wymaga abym tak się zachował – wyjaśnia.
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich nie ma wątpliwości, co wydarzyło się podczas feralnego poranka. Klich uważa, że Dowódca Sił Powietrznych gen. Błasik spędził w kabinie pilotów ostatnie kilka minut przed katastrofą.
Warto przypomnieć, że 15 sekund przed katastrofą o 8:40;50, osoba opisana jako drugi pilot powiedziała: "odchodzimy", a jego ostatnią wypowiedź zarejestrowano na trzy sekundy przed katastrofą. Z zapisów rozmów w stenogramach jednoznacznie wynika jednak, że głosu Błasika nie odnotowano. – W kabinie Tu-154M było pięć miejsc siedzących: cztery dla załogi i jedno dodatkowe. Przy każdym powinien być zestaw słuchawek z mikrofonem. Piąta osoba mogła takiego radia używać – analizuje pilot, kapitan Grzegorz Pietruczuk.
Znajomi mjr. Roberta Grzywny odrzucają stawiane hipotezy. – Nie wyobrażam sobie, aby w trakcie feralnego lotu Robert mógł ulec jakimś naciskom. Robert był mniej doświadczony w lotach na tupolewie, w związku z tym nie mógł podejmować samodzielnie ryzykownych decyzji. Zawsze ostateczna decyzja należy do kapitana – oświadcza inny pilot 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
Opinia publiczna pozna oficjalne stanowisko prokuratury w tej sprawie dopiero po zakończeniu prac polskich ekspertów, którzy mają podjąć się analizy rozmów z kabiny pilotów Tu-154.
„tvn24", kz