W ocenie Żelichowskiego, istotna jest inicjatywa prezydenta, który zaproponował serię spotkań z liderami partii na temat obniżenia poziomu agresji w polityce. - Nawet jeśli okaże się, że próba dialogu nas wszystkich nie jest jeszcze możliwa. Jeśli 70 proc. składu Sejmu czy społeczeństwa zechce ze sobą dyskutować i zastanowić się co zrobić, aby tę agresję ograniczyć, to warto to zrobić - uważa szef klubu ludowców. - Być może w przyszłości uda się ten procent zwiększyć - dodał. Żelichowski zwrócił także uwagę na pojednawczą rolę jaką w tej sprawie może odegrać Kościół. - Wszyscy uważamy, że niedobrze jest, kiedy Kościół wchodzi w politykę. Jeżeli staje po stronie jednej partii i ta partia przegrywa, to w jakimś sensie przegrywa i Kościół - podkreślił. Jednak - jak dodał - nie miałby nic przeciwko mediacji Kościoła.
Polityk PSL zwrócił także uwagę, że choć w Sejmie jest 460 posłów, to jedynie 30 "bez przerwy chodzi po różnych programach, a reszta jakby mniej". - Dlaczego tylko tych 30, reszta się nie nadaje? - pytał. Według Żelichowskiego, jest określone zapotrzebowanie mediów - "kto komu bardziej dokopie, ten jest bardziej wychwytywany". - Być może warto się stonować - mówił. I zaapelował do dziennikarzy: - To nie jest prawda, że oglądalność poszczególnych programów jest duża, kiedy jest wielka walka. Kiedy tej walki nie będzie, ta oglądalność też będzie duża - ocenił poseł PSL.
PAP, arb