W Polsce wciąż nie można mówić o terrorze politycznym - uspokaja w rozmowie z "Polską The Times" minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. Nawet najbardziej ekstremalne zachowania jednej osoby nie uprawniają do takiego stwierdzenia - dodaje.
Kwiatkowski podkreśla, że zabójstwo pracownika łódzkiego biura PiS to nie zabójstwo polityczne, lecz zabójstwo motywowane poglądami politycznymi. I apeluje o nie używanie agresywnej retoryki. - Ciąży na nas wielka odpowiedzialność. Musimy uspokoić, wyciszyć nastroje, a nie potęgować emocje. Nie wszyscy politycy o tym pamiętają. Każde słowo może podkręcić spiralę emocji, nad którą trudno wtedy będzie zapanować - ostrzega szef resortu sprawiedliwości. - Wiele z tych słów, które wypowiadają przedstawiciele opozycji, nie powinno paść - dodaje pytany czy ma pretensje o to, co po morderstwie mówią politycy PiS.
- Każde takie dramatyczne zdarzenie może być momentem przełomu. Słowa mogą mieć równie silną moc rażenia jak czyny. To, co stało się w Łodzi, mogłoby się stać punktem zwrotnym. Skończmy z używaniem słów jako pałki do politycznej bijatyki - apeluje minister. - Każdy powinien zadać sobie pytanie: "Co zrobiłem czy co zrobiłam, żeby atmosferę życia publicznego uspokoić". Zacznijmy ten rozrachunek od samych siebie - dodaje. I przyznaje, że sam żałuje żartów, które opowiadał o Lechu Kaczyńskim w czasie jego prezydentury. - Źle zrobiłem - mówi minister.
Minister przyznaje, że "etyczna odpowiedzialność" za zbrodnię nie rozkłada się równo między wszystkimi politykami. - Są tacy, którzy nadużywali ostrego języka - zauważa, ale nie chce wymieniać nazwisk. - Właśnie to mogłoby doprowadzić do eskalacji, od której powinniśmy obecnie stronić - zauważa. Nie chce też oceniać słów Jarosława Kaczyńskiego jakie padały po tragedii. - Teraz trzeba uspokajać, a nie rujnować życia publiczne - mówi tylko.
- Każde takie dramatyczne zdarzenie może być momentem przełomu. Słowa mogą mieć równie silną moc rażenia jak czyny. To, co stało się w Łodzi, mogłoby się stać punktem zwrotnym. Skończmy z używaniem słów jako pałki do politycznej bijatyki - apeluje minister. - Każdy powinien zadać sobie pytanie: "Co zrobiłem czy co zrobiłam, żeby atmosferę życia publicznego uspokoić". Zacznijmy ten rozrachunek od samych siebie - dodaje. I przyznaje, że sam żałuje żartów, które opowiadał o Lechu Kaczyńskim w czasie jego prezydentury. - Źle zrobiłem - mówi minister.
Minister przyznaje, że "etyczna odpowiedzialność" za zbrodnię nie rozkłada się równo między wszystkimi politykami. - Są tacy, którzy nadużywali ostrego języka - zauważa, ale nie chce wymieniać nazwisk. - Właśnie to mogłoby doprowadzić do eskalacji, od której powinniśmy obecnie stronić - zauważa. Nie chce też oceniać słów Jarosława Kaczyńskiego jakie padały po tragedii. - Teraz trzeba uspokajać, a nie rujnować życia publiczne - mówi tylko.
"Polska The Times", arb