- Rzeczywiście często pojawiają się sygnały, że nie jest łatwo współpracować z Edmundem Klichem. Sam tego nieraz doświadczyłem. Dla mnie dużo ważniejsze niż to, czy urzędnicy między sobą się lubią, jest to na ile skutecznie Edmund Klich będzie pomagał państwu polskiemu formułować uwagi do projektu raportu, który sporządziła strona rosyjska - powiedział Tusk. - Nie jest ważny komfort ministra Millera czy Edmunda Klicha. Ważne jest to, żeby doprowadzili sprawę do rzetelnego końca, bo dzisiaj jesteśmy w jednym z kluczowych momentów - podkreślił.
Zdaniem premiera ważne jest, żeby Klich i Miller przygotowali "dobry materiał", który pozwoli prawidłowo ocenić "efekty prac MAK". Tusk oświadczył, że nie chce wpływać na pracę akredytowanego przy MAK, ani zgłaszać wobec niego swoich oczekiwań. Dodał, że gdy usłyszał opinię Klicha, że jest krytyczny wobec wielu wątków pracy MAK "to odczuł satysfakcję, że akredytowany spełnia właściwie swoją rolę". - To znaczy, że wszystko działa właściwie, co nie znaczy, że wszystkie strony tej sprawy działają dobrze - ocenił. - Jeżeli Rosjanie coś zniekształcą, czegoś zapomną, czegoś odmówią, to akredytowany to wskaże i my wtedy nie przyjmiemy takiego raportu, który będzie zbudowany na podstawie wadliwej procedury - zapowiedział Tusk.
Premier tłumaczył też dlaczego polska strona zgodziła się na wyjaśnianie przyczyn katastrofy na podstawie konwencji chicagowskiej. - Nie tylko dlatego, że nie ma innego ustawodawstwa, które umożliwiałoby prace. Ale też, dlatego że akredytowany przedstawiciel państwa polskiego ma wgląd w całą procedurę i będzie później oceniał i ewentualnie kwestionował niektóre zachowania czy sposoby działania strony rosyjskiej - powiedział Tusk.
pap, ps