Szef MON Bogdan Klich - komentując pojawiające się ostatnio w mediach doniesienia o nieprawidłowościach w armii - powiedział, że w wojsku nie ma pobłażliwości dla tych osób, które łamią prawo.
Na początku listopada "Rzeczpospolita" opisywała jak w 56. Pułku Śmigłowców Bojowych w Inowrocławiu dowódca klucza śmigłowców Mi-24 ustalał z pilotem jak sfałszować potwierdzenie egzaminu. Później pojawiła się informacja o skazaniu Ryszarda Z. - byłego komendanta ochrony jednostki z Czerwieńska za udział w ustawianiu przetargów i oszustwach przy rzekomym zleceniu napraw sprzętu. Był to jeden z wątków badanych w większym śledztwie: inny - do którego powróciła poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" dotyczy m.in. dostawy nawigacji GPS dla wojska na przełomie 2006 i 2007 r. Weekendowa "Gazeta Wyborcza" pisała z kolei o tym, że w odpowiadającym za przewóz VIP-ów 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego postawiono zarzuty 80 osobom; ich kłopoty z prawem sięgały roku 1997 i dotyczyły m.in. wyłudzania diet.
Szef MON pytany o komentarz do tych doniesień odparł, że "morał jest jeden". - Bez względu na to, kiedy wydarzyły się przestępstwa w Siłach Zbrojnych - czy to 13 lat temu, tak jak w 36. pułku, czy 4 lata temu jak w przypadku zakupu GPS, czy tak jak w tej chwili w 56. pułku śmigłowców, to każde przestępstwo będzie karane - powiedział minister. - Nie ma pobłażliwości dla tych, którzy łamią prawo. Jeżeli ktoś chce w przyszłości w wojsku w pełni zawodowym łamać prawo, to niech od razu z tego wojska odejdzie albo tu nie przychodzi - dodał minister.
PAP, arb