- Strona polska nie ma prawa do złożenia odwołania - powiedział prowadzący śledztwo prok. Marek Klimczak z warszawskiego pionu śledczego IPN. Dodał, że zgodnie z prawem europejskim, szwedzki prokurator samodzielnie ocenia, czy składać odwołanie, a rola polskich organów kończy się na samym złożeniu wniosku o ENA. - Czekamy na ostateczną decyzję strony szwedzkiej - powiedział Klimczak. Przyznał, że oznacza to koniec postępowania IPN wobec M., które musiałoby zostać zawieszone. Zarazem zwrócił uwagę, że ENA obowiązuje w całej UE i gdyby M. pojawił się w którymś z państw UE, zostałby zatrzymany, a dane państwo oceniłoby, czy wydać go Polsce.
W początkach listopada sąd w Uppsali nie zgodził się na wydanie M., argumentując, że od 1977 r. jest on obywatelem Szwecji. Zarzucane mu w nakazie aresztowania 20 czynów, określone jako przestępstwo przeciw wolności i funkcjonowaniu instytucji państwowych, dotyczą okresu od 27 marca 1951 do 20 listopada 1953 r. W świetle szwedzkiego prawa czyny te uległy przedawnieniu.
81-letni M. jest od 2007 r. podejrzany przez pion śledczy IPN o niedopełnianie obowiązków przy przedłużaniu aresztu wobec więźniów UB i tym samym o bezprawne pozbawianie ich wolności, za co grozi do 10 lat więzienia. IPN, który kwalifikuje to jako nieprzedawniającą się zbrodnię przeciw ludzkości, wniósł o jego aresztowanie, bo nie stawiał się na wezwania, a jest obywatelem polskim. W lutym br. Wojskowy Sądu Okręgowy w Warszawie wydał nakaz jego aresztowania, co otworzyło drogę do wysłania w październiku ENA do Sztokholmu - na wniosek pionu śledczego IPN.
pap, ps