Przyznał, że nieprzyjemnie jest czytać o sobie rzeczy niepochlebne, ale - jak podkreślił - "trzeba oddzielić kwestie zażenowania czy pewnego absmaku od rzeczywistych strat". - Moim zdaniem takich strat do tej pory nie było, nie ma i nie będzie - uważa amerykanista.
Podkreślił też, że większość z ujawnionych dokumentów nie ma klauzuli tajności. - To duża akcja promocyjna Wikileaks, próba wprawienia w zakłopotanie Stanów Zjednoczonych, ale dalej już bym nie sięgał - powiedział Lewicki.
Ekspert nie spodziewa się, aby ujawnione materiały wywarły wpływ na relacje Amerykanów z ich sojusznikami. - Ja sobie nie wyobrażam, aby ujawnienie takich materiałów mogło wprawić w większe zdziwienie jakiegokolwiek rozsądnego polityka. W tych materiałach nie ma w tej chwili nic, co by wskazywało na świadome działanie dyplomatów amerykańskich na niekorzyść jakiegokolwiek państwa - zaznaczył Lewicki.
- Są rzeczy, których się na ogół nie ujawnia, podobnie jak nie ujawniamy prywatnej korespondencji, gdzie możemy napisać, że "Kazio jest głupi", a Kaziowi mówimy: "Jaki ty jesteś inteligentny". Gdyby się te listy ujawniło, byłoby nam przykro, a Kaziowi szczególnie. Dlatego właśnie w normalnym świecie rozróżniamy to, co mówimy ludziom w twarz, od tego co o nich mówimy - powiedział Lewicki.
Odnosząc się do materiałów dotyczących rezygnacji Amerykanów z projektu tarczy antyrakietowej, Lewicki podkreślił, że mówiono już wielokrotnie, iż wycofanie z Polski tarczy antyrakietowej było efektem nacisków rosyjskich. - Tu nie ma żadnej sensacji, a jedynie potwierdzenie tego, co było ogólnie wiadome. Musimy zdawać sobie sprawę, że w tym konkretnym przypadku dla Waszyngtonu ważniejsza jest Moskwa od Warszawy. Może to nam sprawiać przykrość, ale taka jest rzeczywistość. To jest potwierdzenie ogólnie znanych faktów. Nie ma mowy o tym, aby te materiały pogorszyły relacje polsko-amerykańskie. Nikt poważny z powodu ujawnienia tych dokumentów nie zmieni swojego nastawienia do Stanów Zjednoczonych - ocenił ekspert.
Lewicki jest zdania, że przecieki Wikileaks przede wszystkim wystawiają złe świadectwo osobom rekrutującym pracowników amerykańskich tajnych służb. - Z tego trzeba wyciągnąć wnioski jak poprawić pracę rekrutacyjną - to chyba jest jedyny wniosek jaki tak naprawdę można i należy wyciągnąć - powiedział.
- "Na razie to burza w szklance wody. Rozdmuchana przez Wikileaks akcja, która przysparza portalowi popularności. Nurzają się w tym ludzie, którzy uwielbiają czytać o kimś, że nosi brudne skarpetki, albo źle mu pachnie z ust. Ale to jest perspektywa kamerdynera. Na razie przynajmniej nie zostało ujawnione nic, co byłoby warte takiego rozgłosu - podsumował amerykanista.W ujawnionych przez portal Wikileaks dokumentach rządu amerykańskiego mowa jest m.in. o tym, że rezygnacja prezydenta Baracka Obamy z umieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej, planowanej przez poprzedniego prezydenta George'a Busha, mogła wynikać z chęci pozyskania współpracy Rosji w kwestii sankcji ONZ wobec Iranu. Pisano o "Angeli Teflon-Merkel" , o Władimirze Putinie, że jest "samcem alfa", zaśrosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew jest "nijaki" i "niezdecydowany". Prezydent Francji Nicolas Sarkozy opisywany jest jako osoba "przeczulona i autorytarna".
Minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini w niedzielę nazwał "jedenastym września światowej dyplomacji" zapowiadaną publikację dokumentów przez Wikileaks. Prof. Lewicki uważa jednak, że nie ma powodu do tak dramatycznych sformułowań.
pap, em