Wójcik wyjaśniał, że procedura będzie uruchamiana, gdy urzędnik doprowadzi do szkody, a skarb państwa zapłaci za nią odszkodowanie. Wówczas - mówił poseł - kierownik jednostki, w której taki urzędnik pracuje, będzie zgłaszał sprawę do prokuratury. Decyzję o tym, czy ktoś zostanie ukarany podejmować będzie sąd. Funkcjonariusze publiczni będą odpowiadać materialnie do kwoty nie większej niż dwunastokrotność ich miesięcznego wynagrodzenia.
Adam Szejnfeld (PO) podkreślał, że zdecydowana większość urzędników dobrze wypełnia swoje obowiązki, ale są też tacy, którzy psują opinię całemu środowisku. - To jest ustawa, która ma wyeliminować z administracji wszystkie czarne owce - przekonywał. Zwracał uwagę, że nie będzie ona obejmowała błędów, czy pomyłek urzędników, a jedynie świadome łamanie przez nich prawa. Mirosław Pawlak (PSL) tłumaczył, że intencją pracujących nad tymi przepisami posłów było przywrócenie Polakom wiary w państwo. - Nie poddaliśmy się osławionemu lobbingowi urzędniczemu - stwierdził.
Edward Siarka (PiS) oceniał, że projekt jest "zwykłą propagandą". Jego zdaniem należy doskonalić obecnie obowiązujące przepisy. - Przyjęcie tej ustawy niesie za sobą ryzyko powszechnego uchylania się urzędników od podejmowania decyzji w imieniu państwa - wskazywał. Stanisława Prządka (SLD) zgodziła się, że trzeba doskonalić pracę urzędników, ale pytała, dlaczego rząd nie wykorzystuje do tego przepisów, które obecnie obowiązują. Jej zdaniem proponowane rozwiązania wyłączają z odpowiedzialności zbył wiele grup urzędników np. tych zatrudnionych w sądach.
Projekt został skierowany do Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.
zew, PAP