Gronkiewicz-Waltz wytoczyła wydawcy i naczelnej "NDz" proces o ochronę dóbr osobistych. Żądała opublikowania przeprosin w "NDz", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku" i "Gazecie Wyborczej". Miało w nich paść stwierdzenie, że "NDz" z naruszeniem zasad rzetelności sugerował, iż Gronkiewicz-Waltz pomagała mafii w przejęciu banku i kontaktowała się z gangsterami. Domagała się też 50 tys. zł zadośćuczynienia.
Po kilku latach procesu strony, zachęcane przez sąd, zawarły ugodę. Na jej mocy "Nasz Dziennik" wydrukuje przeprosiny za naruszenie dóbr osobistych Gronkiewicz-Waltz - na pierwszej stronie i dużą czcionką oraz umieści je w wydaniu internetowym gazety. Gronkiewicz-Waltz cofnęła inne swe roszczenia. Wobec ugody sąd umorzył sprawę. - Dla mnie najważniejsze jest przeproszenie za nieprawdziwy zarzut, jak i to, że nikt nie będzie mógł się powoływać na tę publikację - powiedziała Gronkiewicz-Waltz.
Wcześniej pełnomocnik pozwanych mec. Krystyna Kosińska wnosiła o oddalenie pozwu. - To była rzetelna relacja dziennikarza z rozmowy z Michalskim - mówiła na jednej z poprzednich rozpraw. Dodała, że "NDz" działał w interesie publicznym. - Tu nie chodzi o rzetelność przekazu relacji Michalskiego, tego nie kwestionujemy - odpowiadał pełnomocnik powódki mec. Jerzy Naumann. - Jeśli byłego prezesa NBP i prezydenta największego miasta może skutecznie pomówić ktoś, kto stoi pod ciężkimi zarzutami, a dziennikarz nie musi weryfikować jego słów, to oznacza to całkowitą anarchię w dziennikarstwie - dowodził. - Informację mogła zweryfikować sama powódka, ale z tego zrezygnowała, nie odpowiadając na pytania "Naszego Dziennika - odparła mec. Kosińska. Dodała, że prezydent stolicy w czerwcu 2007 r. "demonstrowała niechęć" do komisji śledczej, przed którą się nie stawiła. Mec. Naumann replikował, że nie odpowiada się na pytania typu "ile razy panią zgwałcono". Podkreślił, że mec. Kosińska nie powiedziała, iż sąd potwierdził, że komisja nie miała prawa wzywać Gronkiewicz-Waltz.
PAP, arb