Nagranie - twierdzi były szef ABW - miało zostać spisane, a potem autoryzowane; zostało natomiast - powiedział - "zmanipulowane". - Czym innym jest zeznanie przed komisją śledczą, czym innym wypowiedź autoryzowana, a czym innym wolna wypowiedź, wolne wspomnienia, które następnie miały być wykorzystane tylko po autoryzacji - przekonywał. Dodał, że "nie akceptowałby (wykorzystania nagrania), ale rozumiał, gdyby wypowiedzi były nagrane ukrytą kamerą". Zapowiadając pozew sądowy, Święczkowski powiedział: - Mam nadzieję, że puścimy tych panów skarpetkach. - Za to, że nie potrafią przestrzegać podstawowych standardów dziennikarskich i umów wiążących osoby, które współpracują z tymi dziennikarzami"- dodał. Według byłego szefa ABW przeciwko autorom filmu zostanie złożony pozew zbiorowy, pod którym poza Święczkowskim podpisze się Ocieczek, a być może - jak powiedział - także inne osoby, pełniące funkcje publiczne z czasów rządu Jarosława Kaczyńskiego, które "zostały przedstawione w niekorzystnym świetle".
O samym filmie Święczkowski mówił, że jest "miałki intelektualnie", "żenujący", "całkowicie nieprofesjonalny". Klip promujący film określił jako "skandal nad skandale". - Wyraźnie jest tam stwierdzone, że funkcjonariuszka ABW zabiła panią Barbarę Blidę. (...) To jest oczywiste kłamstwo - powiedział. Święczkowski zakwestionował też wiarygodność wypowiadających się w filmie świadków. Zarzucił autorom, że przekazali wiele kłamliwych informacji. Według niego nieprawdą jest, że w trakcie zatrzymania doszło do szarpaniny pomiędzy Blidą a agentką ABW i że na zabezpieczonej broni nie ma śladu linii papilarnych. Nie było też - dodał - problemów z identyfikacją kurtki funkcjonariuszki ABW. Były szef ABW odniósł się także do faktu "umycia rąk" przez agentów ABW tuż po śmierci Blidy, zaakcentowanego w tytule filmu Latkowskiego i Pytlakowskiego ("Wszystkie ręce umyte"). Podkreślił, że funkcjonariusze ABW do czasu przyjazdu pogotowia reanimowali Blidę, mieli ślady krwi na rękach. - Czy państwo sobie wyobrażacie, że przez kolejną godzinę czy półtorej ci funkcjonariusze, którzy reanimowali panią Barbarę Blidę, mieli chodzić z brudnymi od krwi rękoma? Musieli je obmyć - podkreślił. Przypomniał, że obmycie rąk nie oznacza usunięcia z nich prochu strzelniczego. Zresztą ekspertyzy wykluczyły, by któryś z funkcjonariuszy użył broni - podkreślił.
Za "bezczelne kłamstwo" Latkowskiego Święczkowski uznał twierdzenie, że b. szefowie ABW nie zgodzili się na wystąpienie w filmie na polecenie Zbigniewa Ziobry. Przyznał, że razem z Ocieczkiem konsultowali udział w filmie z "wieloma osobami", także z byłym ministrem sprawiedliwości, który to odradzał. - Z perspektywy czasu uznaję, że miał całkowicie rację. Popełniłem z Grzegorzem olbrzymi błąd, że zgodziliśmy się spotkać z tymi dwoma panami - oświadczył Święczkowski. Były szef ABW powtórzył swoje zdanie, że Blida uczestniczyła w działaniach przestępczych, związanych z "funkcjonowaniem w województwie śląskim mafii węglowej". - Jaki był jej udział, nie udało się ustalić z uwagi na fakt, iż popełniła samobójstwo - powiedział. Jak dodał, jest mu przykro, że doszło do tej tragedii. Zaznaczył, że jego zdaniem nie ma w tym żadnej odpowiedzialności służb specjalnych, prokuratury, a tym bardziej przedstawicieli rządu.
Fabularyzowany dokument autorstwa Latkowskiego i Pytlakowskiego stawia tezę, że Blida mogła zginąć nie śmiercią samobójczą, ale w wyniku szarpaniny z funkcjonariuszką ABW, która z kilkuosobową grupą tej służby przyszła ją zatrzymać w związku z podejrzeniami o udział w tzw. aferze węglowej. Było to 25 kwietnia 2007 r. w domu rodzinnym Blidy w Siemianowicach Śląskich. Autorzy filmu stawiają też pytanie o przebieg śledztwa w jego pierwszych godzinach. W filmie wypowiada się m.in. niegdysiejsza przyjaciółka Blidy, Barbara K., bizneswoman, zwana śląską Alexis, której zeznania przesądziły o zatrzymaniu Blidy. Film oprócz wypowiedzi prominentnych polityków i rodziny Blidy zawiera też fabularyzowane sceny. Blidów zagrali Adrianna Biedrzyńska i Andrzej Lipski.
pap, ps