- Widać, że to jest magiczna formuła, która pozwala obronić stanowisko. Żaden z prezydentów, który kandydował, jako formalnie niezależny, ale był popierany przez jedną z ogólnopolskich partii, w 25 największych miastach nie przegrał wyborów, ani w tych wyborach, ani w poprzednich. To jest element, który jest taką "wunderwaffe" w wyborach samorządowych - to znaczy przedstawiać się, jako kandydat niezależny, niezwiązany z ogólnopolską polityką, ale tak naprawdę cieszyć się poparciem jednej z liczących się partii. To jest formuła, która pozwala obronić urząd przed konkurentami, bo dotyczy to tylko i wyłącznie urzędujących prezydentów - dodał Flis.
- Warto zwrócić uwagę, że w żadnym z 25 największych miast w Polsce do II tury nie wszedł żaden kandydat - poza urzędującymi prezydentami - który nie był popierany przez jedną z ogólnopolskich partii. Te wyniki, póki co, potwierdzają te tendencje. To znaczy są dwa warianty: albo wygrywa urzędujący prezydent, albo kandydat z partii, która prowadzi w danym mieście we wszelkich sondażach i głosowaniach partyjnych - mówił socjolog.
pap, ps