Premier uprzedził Putina o uwagach w sprawie raportu MAK

Premier uprzedził Putina o uwagach w sprawie raportu MAK

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk uprzedził Władimira Putina, że Polska będzie miała krytyczne uwagi do raportu MAK (fot. Wikipedia) 
Komentarze strony rosyjskiej sugerujące, jakoby polskie uwagi do projektu raportu MAK, świadczyły, że nastąpił w Polsce jakiś zwrot w sprawie katastrofy smoleńskiej, są "niestosowne i kompletnie nie mają związku z faktami" - ocenił w niedzielę premier Donald Tusk.
Szef rządu ujawnił w TVP Info, że kilka tygodni temu w rozmowie telefonicznej uprzedzał premiera Rosji Władimira Putina, iż ze strony polskiej będzie wiele krytycznych uwag do projektu raportu MAK. - Także w rozmowie z prezydentem Miedwiediewem - teraz, kiedy był w Polsce - powiedziałem bardzo otwarcie, że raport MAK w tej postaci jest nie do zaakceptowania - mówił Tusk.

Rosyjskie komentarze niestosowne

Dlatego też - jak ocenił premier - "w żadnym wypadku" uwagi Polski nie były dla nich zaskoczeniem. - Dlatego te komentarze strony rosyjskiej, że tu w Polsce nastąpił jakiś zwrot, że w tej sprawie rząd zaczyna ustępować opozycji, są niestosowne i kompletnie nie mają związku z faktami - zaznaczył. Jak mówił, skonsultowanie raportu z komisją, na czele której stoi szef MSWiA Jerzy Miller, jak i z polskim akredytowanym przy MAK Edmundem Klichem, "wystarczyło, żebym sformułował bardzo wyraźny komunikat".

Pytany o odpowiedzialność za katastrofę szefa MON Bogdana Klicha, Tusk powtórzył swoje wcześniejsze oświadczenie: "nie będę podejmował żadnych decyzji, które mogłyby zastąpić ostateczne werdykty komisyjne i prokuratorskie". Jak podkreślił, eksperci już kilka dni po katastrofie uprzedzali, że "nie należy spodziewać się takiej odpowiedzi, której mogłaby oczekiwać publiczność, tzn. jednej, która by wskazywała: >on zawinił< albo >to stało się przyczyną<". - Przyczyną praktycznie każdej katastrofy lotniczej nie jest jeden wypadek czy jeden człowiek, ale splot okoliczności - mówił Tusk.

Ważne przyczyny? Nie tylko decyzja o lądowaniu

- Dlatego wszyscy, którzy badają katastrofy lotnicze, wiedzą, że trzeba wyłowić z dziesiątek, setek, tysięcy tych zdarzeń te przyczyny, które są przyczynami rzeczywiście sprawczymi, a taką przyczyną jest ta, która gdyby ją usunąć, chociaż tą jedną, to już nie byłoby katastrofy - zaznaczył premier. Jak dodał, wszyscy fachowcy mu doradzają, aby nigdy nie mówił, że coś było ważniejsze, a coś mniej ważne. - Bo cała ta ich praca polega na tym, żeby wyłowić wyłącznie te przyczyny, z których każda jest tak samo ważna - podkreślił Tusk.

Dopytywany, czy wśród takich przyczyn jest decyzja o lądowaniu w Smoleńsku, premier odparł: "na przykład decyzja o lądowaniu; jest rzeczą oczywistą, że gdyby podjęto decyzję: nie lecimy, nie byłoby katastrofy; gdyby była decyzja: nie lądujemy, nie byłoby katastrofy". - Ale wiemy, że jest jeszcze kilka ważnych przyczyn, w tym konkretna sytuacja na lotnisku. Kiedy mówię, że raport jest nie do przyjęcia w tej postaci to tylko z jednego oczywistego powodu, że brakuje w nim precyzyjnych wskazań zakresu odpowiedzialności ze strony rosyjskiej - nie mówię w sensie narodowym. Tam też byli konkretni ludzi i konkretny stan rzeczy, który gdyby był inny, też nie byłoby katastrofy - podkreślił Tusk.

"Arcybanalnie proste", ale potrzebna delikatność

Jak mówił premier, "co do istoty" zgadza się z opinią prezydenta Bronisława Komorowskiego, że przyczyna katastrofy była - jak powiedział prezydent - "arcybanalnie prosta", ale - jak zaznaczył premier - ta sprawa "wymaga ponadstandardowej delikatności". - Czasami nawet proste słowa albo naturalne odruchy podpowiadają nam co innego, to jednak przede wszystkim musimy zachować maksymalną delikatność - mówił. - Może nie powiedziałbym "arcybanalnie prosta", ale nie szukałbym na siłę interpretacji politycznych, sensacyjnych, spiskowych, bo wydają mi się one absurdalne, nieuzasadnione - dodał premier.

zew, PAP