Kropiwnicki stał się następnie autorem obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej zmierzającej do przywrócenia dnia wolnego 6 stycznia. - Postanowiłem nie oglądać się na innych i wspólnie z przyjaciółmi zaczęliśmy zastanawiać się jak te wymagane sto tysięcy podpisów uda się zebrać. Za największy problem uważaliśmy nie to czy Polacy będą chcieli tego święta, ale właśnie czy znajdziemy ludzi, którzy zechcą zbierać te podpisy w całym kraju. Znaleźliśmy ludzi i postanowiliśmy, że zbierzemy nie sto ale trzysta tysięcy podpisów. Trzech króli, trzysta tysięcy podpisów. Zebraliśmy ich w sumie ponad siedemset tysięcy - podkreśla Kropiwnicki.
Były prezydent Łodzi dodaje, że gdy ustawa trafiła do Sejmu był "trochę zaskoczony oporem posłów PO". - Po pierwsze wielu z nich znałem jeszcze z czasów AWS-u i wiedziałem o ich przywiązaniu do tradycji chrześcijańsko-katolickiej. Wielu z nich uciekło w trakcie głosowania bo nie byli w stanie głosować przeciw. Druga rzecz jaka mnie zaskoczyło to to, że zarówno PO, jak i PSL są zarejestrowane w Brukseli jako partie chrześcijańsko-demokratyczne. Wydawało mi się więc, że sytuacja w której większość w sejmie stanowi taka koalicja przegłosuje taki wniosek galopem. Niestety projekt przepadł po pierwszym czytaniu - ubolewa doradca prezesa NBP. Kropiwnicki nie złożył jednak broni i po półtora roku złożył w Sejmie projekt z milionem zebranych podpisów. I ten projekt jednak upadł. - Wszyscy zaangażowani w tę akcje byli gotowi do odwetu i zebrania tym razem ponad dwóch milionów podpisów. Ja jednak uspokajałem, że być może tym razem nie będzie to potrzebne bo dostałem przeciek od znajomych z PO, że była straszna awantura przed głosowaniem i nakładaniem dyscypliny klubowej. Podobno kierownictwo klubu i partii pod wpływem tych awantur zobowiązało się, że wrócą do tego tematu tylko już bez Kropiwnickiego. Mi nie zależało na tym czy to będzie ze mną czy beze mnie, chodziło przede wszystkim żeby Trzech Króli było dniem wolnym. Te zobowiązania potwierdził bardzo wysoki urzędnik państwowy, bardziej reprezentatywnego trudniej sobie w tej kwestii wyobrazić, który powiedział mi nawet o terminie w którym można by zająć się sprawą znowu - opisuje walkę o święto Trzech Króli Kropiwnicki.
Kropiwnicki przekonuje, że dodatkowy dzień wolny nie jest obciążeniem dla gospodarki. - Jak można wpadać na pomysł, że te tak zwane straty liczy się dzieląc dochód narodowy przez liczbę dni roboczych w roku. Przecież to śmieszne. To zupełnie tak, jakby przyjąć, że w tym dniu w którym idziemy do pracy wyłączamy się jak roboty i nie funkcjonujemy. Wystarczy tylko spojrzeć co dzieje się przed dniami świątecznymi. Gołym okiem widać, że kupujemy wtedy więcej, na zapas. Na dodatek w dzień wolny od pracy częściej przemieszczamy się, chodzimy do kina, restauracji, korzystamy z innych usług. To jest wszystko coś co ktoś wyprodukował a my kupujemy - wyjaśnia.TOK FM, arb