Urzędnik Kancelarii Lecha Kaczyńskiego wspomina, że na lotnisko Siewiernyj dotarł dwie godziny po katastrofie. Zastał tam "obraz totalnego chaosu". - Ludzie przeważnie w mundurach rosyjskich służb biegający, krzyczący różne niezrozumiałe słowa. Po płycie lotniska poruszały się karetki pogotowia i inne różne samochody wojskowe, które były samochodami, na moje oko z lat 60-tych - relacjonuje. - Stronie rosyjskiej zależało na tym, żeby ciało prezydenta Kaczyńskiego jak najszybciej zabrać z terenu katastrofy. Najprawdopodobniej chodziło im o to, żeby ciało to zabrać do Moskwy, tak jak pozostałe ciała. My na to nie chcieliśmy pozwolić, ponieważ wiedzieliśmy, że w drodze na miejsce katastrofy jest brat tragicznie zmarłego prezydenta, pan Jarosław Kaczyński - dodaje. Opara przyznaje również, że - jego zdaniem - zwłoki prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie były przez Rosjan traktowane z należytym szacunkiem. - Zwłoki pana prezydenta, a nie były to jedyne zwłoki w tym miejscu, bo były tam też zwłoki pana prezydenta Kaczorowskiego i pana marszałka Putry, leżały na niebieskim brezencie w błocie. Największa pretensję mam tutaj do ambasady polskiej, która nie postarała się chociażby o jakiś symboliczny gest. Na przykład przykrycie zwłok pana prezydenta biało-czerwoną flaga. To było upokarzające: 12 godzin na błocie ciało pierwszego obywatela Rzeczpospolitej - oburza się.
Pytany o pogłoski o tym, że trzy osoby przeżyły katastrofę Opara przyznaje, że źródłem takich informacji był Tomasz Turowski, ambasador tytularny w Moskwie. - Pan ambasador Turowski mówił, że prawdopodobnie przeżyły trzy osoby, bo trzy karetki pogotowia zabrały trzy ciała, które okazywały znaki życia i zabrały je do szpitala w Smoleńsku - wspomina.RMF FM, arb