Izba Wojskowa SN, będąca instancją odwoławcza od wyroków wydanych przez sądy wojskowe, rozpatrywała apelację wniesioną przez oskarżenie. Prokuratura oskarżała Miłosza o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy - przez to, że nie włączył instalacji przeciwoblodzeniowej w trybie ręcznym - i nieumyślne spowodowanie wypadku. W marcu ubiegłego roku Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Miłosza, uznając, że był to wypadek, za który nikt nie ponosi odpowiedzialności.
"Sąd zdemolował apelację prokuratury"
We wtorek Izba Wojskowa SN orzekła, że warunki w czasie lotu śmigłowca dowodzonego przez Miłosza były nietypowe. - Sąd Najwyższy nie zgadza się z twierdzeniami prokuratury, że warunki lotu tego dnia nie odbiegały od typowych warunków zimowych - uznał SN. Przypomniał, że jeden ze świadków uznał panującą tego dnia w okolicach Warszawy inwersję za "niesamowitą anomalię". SN podkreślił, że załoga kontrolowała temperaturę na termometrze pokładowym, który cały czas wskazywał powyżej 5 stopni - poniżej należało przełączyć instalację przeciwoblodzeniową na tryb ręczny.
Miłosz przyjął wyrok z ulgą. Powiedział, że po wypadku nie spodziewał się, iż sprawa będzie ciągnęła się tak długo. Zdaniem obrońcy Miłosza, mec. Andrzeja Werniewicza, "sąd zdemolował apelację prokuratorską, wykazał jej totalną bezzasadność". - Sprawiedliwości stało się zadość. Jestem bardzo zadowolony z werdyktu Sądu Najwyższego - skomentował wyrok minister obrony Bogdan Klich. Wyrok jest prawomocny. Przedstawiciel prokuratury powiedział, że decyzję o ewentualnej kasacji oskarżenie podejmie po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia orzeczenia.
Decyzję SN z satysfakcją przyjął też były premier Leszek Miller, który był obecny na ogłoszeniu wyroku. - Można było odnieść wrażenie, że sąd wytyka prokuraturze brak kompetencji - powiedział. Były premier dodał, że przyszedł na ogłoszenie wyroku, by po raz kolejny podziękować Miłoszowi.
Miller obchodzi rocznice
Decyzję SN z satysfakcją przyjął też były premier Leszek Miller, który był obecny na ogłoszeniu wyroku. - Można było odnieść wrażenie, że sąd wytyka prokuraturze brak kompetencji - powiedział.
- Jestem wdzięczny za to, że pan pułkownik uratował nam życie; mnie, moim koleżankom i kolegom. Wykonał mistrzowski manewr w bardzo trudnych warunkach. Dzisiaj przyszedłem po to, żeby jeszcze raz mu podziękować, ucieszyć się w przypadku takiego wyroku, a gdyby był inny, wyrazić z panem pułkownikiem solidarność, powiedzieć, że nie jest sam, że jesteśmy po jego stroni" - powiedział Miller.
Miller przyznał, że uczestnicy tamtego lotu spotykają się w rocznicę wypadku. - Raz w roku, zawsze 4 grudnia o godzinie 18. spotykamy się w gronie rozbitków, ciesząc się, że żyjemy. Zawsze nad tymi spotkaniami wisiał cień tej niedokończonej sprawy. Jak się spotkamy w tym roku, już tego cienia nie będzie - powiedział.
zew, PAP