Strona polska ponosi winę za katastrofę, ale Rosjanie nam w tym pomogli - przekonuje w rozmowie z RMF FM płk Robert Latkowski, były dowódca 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. - Rosjanie współpracowali z załogą na ostatnim, najważniejszym etapie tego lotu - przypomina płk Latkowski.
Zdaniem byłego dowódcy 36 pułku za katastrofę smoleńską w równym stopniu odpowiedzialne są obie strony. - Rosjanie popełnili zasadniczy błąd współpracując z załogą na ostatnim etapie podejścia do lądowania. Gdyby Rosjanie nie współpracowali z załogą, tylko powiedzieliby krótko: nie przyjmujemy tego samolotu, nie byłoby katastrofy - przekonuje płk Latkowski. Zaznacza jednak, że Rosjanie nie wyrazili pełnej zgody na lądowanie - komenda "posadka dopołnitielno" jaka padła z wieży oznacza "że załoga nie ma zgody jeszcze na lądowanie, natomiast nie przerywa to dalszego podejścia do lądowania".
Według byłego dowódcy specpułku w sprawie katastrofy smoleńskiej jest już bardzo mało niewiadomych. - Była błędna decyzja podjęta o starcie tego samolotu, błędna decyzja o lądowanie tego samolotu. Złamaliśmy także regulamin wykonywania lotów, bo w mgle się nie ląduje, ale niestety Rosjanie wyrazili zgodę i współpracowali z nami. Chcieli uczestniczyć - nie wiem w czym, bo to lądowanie nie miało prawa się udać - podsumowuje dotychczasowe ustalenia śledczych płk Latkowski.
Dlaczego kpt. Arkadiusz Protasiuk kontynuował lądowanie, nawet wtedy, gdy usłyszał "odchodzimy" od drugiego pilota? - Dowódca załogi najwyraźniej zawiesił się psychicznie. Ten stan jest bardzo poważny, bo pilot realizuje to podejście, ale nie słyszy uwag swoich kolegów w kabinie - tłumaczy płk Latkowski. Dodaje, że w tym momencie obowiązkowo stery powinien przejąć drugi pilot.
RMF FM, arb
Według byłego dowódcy specpułku w sprawie katastrofy smoleńskiej jest już bardzo mało niewiadomych. - Była błędna decyzja podjęta o starcie tego samolotu, błędna decyzja o lądowanie tego samolotu. Złamaliśmy także regulamin wykonywania lotów, bo w mgle się nie ląduje, ale niestety Rosjanie wyrazili zgodę i współpracowali z nami. Chcieli uczestniczyć - nie wiem w czym, bo to lądowanie nie miało prawa się udać - podsumowuje dotychczasowe ustalenia śledczych płk Latkowski.
Dlaczego kpt. Arkadiusz Protasiuk kontynuował lądowanie, nawet wtedy, gdy usłyszał "odchodzimy" od drugiego pilota? - Dowódca załogi najwyraźniej zawiesił się psychicznie. Ten stan jest bardzo poważny, bo pilot realizuje to podejście, ale nie słyszy uwag swoich kolegów w kabinie - tłumaczy płk Latkowski. Dodaje, że w tym momencie obowiązkowo stery powinien przejąć drugi pilot.
RMF FM, arb