Delegacja PiS-u wylądowała ostatecznie w Witebsku. – Białorusini nie czynili nam żadnych trudności – podkreślił Karski. – Problemy pojawiły się na granicy białorusko-rosyjskiej. – Pojawiły się sugestie, żebyśmy poczekali na przyjazd Donalda Tuska – opowiadał Karski. Dodał, że postój na granicy trwał bardzo długo, mimo że nie było tam żadnej kontroli granicznej. – Ten obszar to takie miejscowe Schengen – powiedział poseł. Podkreślił, że kiedy w końcu delegacja ruszyła w drogę, jechała zaledwie 20-25 kilometrów na godzinę. – Wyprzedzały nas wszystkie pojazdy – mówił Karski. – W pewnym momencie zobaczyliśmy wyprzedzającą nas kolumnę samochodów. Jechał Donald Tusk ze swoją ekipą. Funkcjonariusze BOR mówili nam, że jechał 170 km na godzinę – podkreślił poseł.
Kłopoty delegacji PiS-u nie skończyły się po dojeździe na miejsce katastrofy. – Dotarliśmy tam przez wyrwę w murze. Było ciemno, teren był oświetlony – opowiadał Karski. Według niego, 150 metrów od wraku leżało między innymi ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dodał, że funkcjonariusze BOR obecni na miejscu katastrofy byli zszokowani tym, że premier Tusk i prezydent Putin nie podeszli do ciała zmarłego prezydenta. – Podeszli do jakiegoś wcześniej umówionego miejsca a potem wrócili do namiotu. A 150 metrów dalej znajdowało się ciało prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej – oburzał się Karski.
- Sądzę, że w różnych momentach ciało pana prezydenta RP mogło być w różny sposób traktowane – stwierdził Karski. Dodał, że trumny na noszach leżały w błocie. – Kiedy ludzie przechodzili obok, to wszechobecne tam błoto po prostu na te ciała chlapało – podkreślił poseł.
Karski chwalił też zachowanie Jarosława Kaczyńskiego. – Przez cały czas widać było, że był on człowiekiem ogromnie cierpiącym. Zachowywał się przy tym w sposób bardzo godny – podkreślił poseł.
mb, „Nasz Dziennik"