Staroń najpierw pozwała "Rzeczpospolitą", a później samego Kowalewskiego. Pod koniec grudnia ubiegłego roku Sąd Apelacyjny w Warszawie nakazał gazecie przeprosić posłankę i wpłacić łącznie 90 tys. zł na cel charytatywny. Sąd za "nieprawdziwy" uznał zarzut o "uwłaszczeniu się" Staroń dzięki noweli Prawa spółdzielczego. Ocenił też, że Kowalewski nie dochował należytej staranności przy gromadzeniu materiałów prasowych i nie zweryfikował prawdziwości stawianego posłance zarzutu. Sprawa o ochronę dóbr osobistych przeciwko Kowalewskiemu jest wciąż w toku, wyrok w tej sprawie jeszcze nie zapadł.
Sam Kowalewski również wytoczył Staroń proces i to zarówno na drodze cywilnej, jak i karnej. Chodziło o krytyczne wypowiedzi posłanki w mediach na temat jego publikacji. Komisja regulaminowa rozpatrywała wniosek Kowalewskiego o uchylenie Staroń immunitetu - bez tego bowiem nie może się toczyć proces karny. Dziennikarz nie stawił się na środowe posiedzenie, nie przysłał również swego pełnomocnika.
Staroń podczas posiedzenia komisji przypomniała o korzystnym dla siebie wyroku sądu. Argumentowała również, że jej ocena publikacji "Rzeczpospolitej" była "łagodna". Jak mówiła, artykuły Kowalewskiego nazwała m.in. "głupotami". Komisja w głosowaniu tajnym postanowiła rekomendować Sejmowi, by nie zgodził się na uchylenie posłance immunitetu.
PAP, arb