Kaczyński powiedział, że w czasie rozmowy telefonicznej, którą przeprowadził z bratem 10 kwietnia "nie było najmniejszych oznak niepokoju". - Rozmowa była gdzieś o 8.20 rano, o 8.25 może. Piętnaście minut przed katastrofą, ale z tego co wiemy dzisiaj, to jeszcze było kilka minut przed tym zanim poinformowano, że jest zła pogoda - stwierdził prezes PiS i dodał: - Brat mówił mi wyłącznie o stanie zdrowia mamy. To była codzienna rozmowa. Zawsze mniej więcej o tej porze żeśmy na ten temat rozmawiali, chyba że byliśmy w szpitalu obydwaj, bo to się zdarzało.
- Ale wtedy stan mamy już się troszkę poprawił, więc nie musieliśmy być przez 24 godziny w szpitalu. Rozmawialiśmy o stanie zdrowia mamy i jeszcze do tego brat, który wiedział, że jestem mocno zmęczony tymi wydarzeniami, doradził mi, mimo że pora nie był wczesna, żebym jeszcze chwilę się przespał. I to były jego ostatnie słowa w życiu do mnie skierowane. O niczym więcej żeśmy nie rozmawiali - podsumował Kaczyński.
Prezes PiS powiedział również, że "rozmowa się przerwała". - Tzn. nie powiedzieliśmy sobie do widzenia, bo po tym jakby nagle przerwało się połączenie i ja nie byłem tym zdziwiony z tego względu, że kiedy brat do mnie dzwonił z telefonu satelitarnego - a to było bardzo rzadkie, bardzo rzadko posługiwał się tym telefonem, to było w ciągu tych kilku lat kilka razy co najwyżej - to zawsze tę rozmowę jakby przerwało, ona nigdy jakby nie była dokończona - stwierdził. - A zresztą dzwonił do mnie niekiedy właśnie dlatego, żeby mnie poinformować, że samolot nie wylądował, bo załoga podjęła decyzję, tu w Polsce, że nie ma warunków i nie ląduje - dodał prezes PiS.pap, ps