Nie dwieście a kilkadziesiąt tysięcy
Jedną z ważniejszych jest zmiana szacunków autorów dotyczących liczby Żydów zamordowanych "przez sąsiadów i współobywateli na terenach rdzennie polskich". W pierwotnym tekście znalazło się sformułowanie "między 100 a 200 tysięcy". W ostatecznej wersji książki liczbę Żydów wymordowanych przez Polaków Grossowie oceniają na "kilkadziesiąt tysięcy". W przypisie do akapitu z tymi liczbami autorzy odwołują się do artykułów, które w styczniu ukazywały się w polskiej prasie - wywiadów z Barbarą Engelking, Janem Grabowskim, Jackiem Leociakiem - pracownikami Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, którzy, podkreślając, że opisywane przez Grossów przypadki prześladowania i grabienia Żydów przez Polaków miały miejsce, z dystansem odnosili się do podawanych przez niego liczb.
Zaczęło się od zdjęcia...
W porównaniu z pierwszą wersją tekstu pozostałe zmiany są mniej znaczące. Główną tezą "Złotych żniw" jest stwierdzenie, że normą w polskim społeczeństwie czasów okupacji było tropienie i wynajdowanie ukrywających się Żydów oraz czerpanie zysków z Holokaustu. Punktem wyjścia do tez stawianych przez Grossa jest analiza zdjęcia opublikowanego trzy lata temu przez "Gazetę Wyborczą". Dziennikarze przygotowujący reportaż z okolic Treblinki dostali je od jednego z rozmówców, wedle którego fotografia przedstawia grupę miejscowych plądrujących zaraz po wojnie okolice byłego obozu zagłady w poszukiwaniu kosztowności i przyłapanych na tym procederze przez milicję. Grossowie zwracają uwagę na swobodny nastrój sfotografowanych, kontrastujący z widokiem ułożonego przed nimi rzędu czaszek. Autorzy "Złotych żniw" wielokrotnie podkreślają, że to zdjęcie doskonale ilustruje zjawisko czerpania przez Polaków korzyści materialnych z holokaustu i obojętność Polaków wobec Zagłady.
Chłopi wzbogaceni Holokaustem
Grossowie analizują wydarzenia, które miały miejsce po wojnie na terenach byłych obozów zagłady. Szczegółowo przedstawiają sytuację w okolicach Treblinki, ale podkreślają, że podobne zjawiska miały miejsce także gdzie indziej - m.in. w Sobiborze i Bełżcu. W Treblince teren byłego obozu został przekopany przez poszukiwaczy kosztowności z okolicznych wiosek, którzy po wojnie wydobywali na powierzchnię szczątki pomordowanych. Grossowie widzą w tym procederze kontynuację czerpania zysków z Zagłady dokonanej w Treblince. W czasie istnienia obozu miejscowi handlowali z ukraińskimi strażnikami, dostarczając im m.in. żywność i wódkę w zamian za pieniądze i kosztowności odebrane mordowanym Żydom. Okoliczni chłopi zarabiali także na wodzie i żywności dostarczanej do wagonów z kolejnymi transportami Żydów wiezionych do obozu zagłady. Grossowie stawiają tezę, że pieniądze zarobione przez miejscowych na działalności obozu zagłady w Treblince "zrewolucjonizowały miejscową gospodarkę".
Przypadek wzbogacenia się mieszkańców wiosek obok obozu w Treblince Jan i Irena Grossowie przedstawiają jako część szerszego zjawiska - czerpania materialnych zysków z Holokaustu przez Europejczyków. Najwięcej - piszą - zagarnęli Niemcy, ale na całym kontynencie miejscowa ludność w poszczególnych krajach przejmowała pozostałe po mordowanych Żydach mienie: domy, mieszkania, meble, a także stanowiska pracy. Zdaniem autorów "Złotych żniw" w Polsce to zjawisko miało szczególnie dużą skalę ze względu na fakt, że to właśnie na terenach II RP mieszkała największa część populacji europejskich Żydów i to właśnie tutaj dokonał się Holokaust. Sposobem czerpania zysków z Holokaustu było też - jak piszą Grossowie - przechowywanie Żydów za opłatą, przeważnie bardzo wygórowaną. Ich zdaniem, "decyzje o ewentualnym wzięciu Żydów na przechowanie za pieniądze dodatkowo ułatwiała świadomość, że w każdej chwili można ich było wypędzić albo nawet zamordować".
Prześladowanie Żydów - polska norma
Autorzy "Złotych żniw" stawiają też tezę, że ukrywanie Żydów wcale nie było na terenie Polski bezwarunkowo karane śmiercią, jak przyjęto w polskiej historiografii. Tezę tę wspierają wyżej wspomnianymi badaniami Skibińskiej i Petelewicza, m.in. na temat udziału tzw. granatowej policji w mordowaniu Żydów. Z cytowanych materiałów wynika, że policjanci ci korzystali z "względnie dużego elementu swobody i braku zależności od zwierzchniej władzy niemieckiej" w podejmowanych przez nich akcjach przeciwko ludności żydowskiej. Autorzy badań, a za nimi Gross, piszą, że "w omawianych przypadkach nie było sytuacji, by schwytani Żydzi byli eskortowani do getta czy aresztu. Pojmani są zazwyczaj na miejscu lub w pobliskich lasach mordowani, a grzebanie zwłok poleca się miejscowym chłopom". I konkludują: "Ci, którzy Żydów ukrywali, rzadko ponosili za to konsekwencje przewidziane zarządzeniami niemieckimi".
"Zaczynamy rozumieć, że normą zachowania w polskim społeczeństwie było tropienie i wynajdywanie ukrywających się Żydów, nie zaś niesienie prześladowanym Żydom pomocy. Dlatego fotografia chłopów z Treblinki - też, oczywiście, normalnych, pracowitych, pobożnych i odznaczających się całą harmonią cnót - oprócz obrzydzenia wywołuje w nas podskórny niepokój: bo nie jesteśmy do końca pewni, czy w ostatecznym rachunku nie patrzymy się aby na zdjęcie z rodzinnego albumu" - podsumowują autorzy "Złotych żniw".
PAP, arb