Zastępca redaktora naczelnego "Naszego Dziennika" Katarzyna Orłowska-Popławska poinformowała, że rosyjskie służby celne zarekwirowały dziennikarzom m.in. dwa aparaty fotograficzne, dwa laptopy, telefony komórkowe i nośniki pamięci. Jak podkreśliła, podstawą zatrzymania był wyjątek z rosyjskiego kodeksu celnego dotyczący możliwości zarekwirowania sprzętu ze względu na informacje, które mogłyby zagrażać bezpieczeństwu Federacji Rosyjskiej. - Oczekujemy i zwrócimy się z oficjalnym pismem do MSZ o podjęcie natychmiastowych i skutecznych działań mających na celu odzyskanie naszego sprzętu. Mam nadzieję, że MSZ podejmie wszelkie możliwe i skuteczne działania, żeby ten sprzęt bezpiecznie, nienaruszony i nieotworzony do nas wrócił. Musimy ten sprzęt odzyskać - powiedziała Orłowska-Popławska.
Orłowska-Popławska zaznaczyła, że jej gazeta jest bardzo wdzięczna polskim służbom konsularnym w Moskwie za pomoc i opiekę nad dziennikarzami. Oświadczyła jednak, że "tego wsparcia i zdecydowanych działań zabrakło ze strony MSZ". - W czasie, kiedy nasi dziennikarze byli przetrzymywani, przesłuchiwani i poddawani drobiazgowej kontroli rzecznik MSZ Marcin Bosacki zapewniał, że dziennikarze są już wolni, a oni wrócili dopiero dzisiaj po naprawdę poważnych perturbacjach - powiedziała Orłowska-Popławska. W jej ocenie, zatrzymanie Falkowskiego i Borawskiego jest "sekwencją zamierzonych działań" służb rosyjskich mających na celu uniemożliwienie pozyskiwania przez polskich dziennikarzy informacji dotyczących katastrofy smoleńskiej.
- Nie czuję się bohaterem, staraliśmy się po prostu rzetelnie wykonywać nasze obowiązki. Zbieraliśmy materiały związane z tym, czego oczekują nasi czytelnicy na temat, który jest niezwykle ważny - kwestii okoliczności katastrofy z 10 kwietnia ubiegłego roku - powiedział Falkowski. Zdaniem dziennikarza, funkcjonariusze rosyjscy zdawali sobie od początku sprawę z tego, że Polacy nie są szpiegami i nie interesują ich tajemnice wojskowe. - Zatrzymanie nas związane było z pewnością z charakterem naszej pracy - powiedział.
Obecny na lotnisku poseł PiS Artur Górski podkreślił, że MSZ i rząd muszą domagać się od Rosji wyjaśnienia okoliczności zatrzymania i przesłuchania polskich dziennikarzy. Protest w sprawie zatrzymania dwójki dziennikarzy złożyło także Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Tego rodzaju działania rosyjskich służ nazwano "rażącym naruszeniem zasady wolności słowa".Rzecznik MSZ podkreślił, że z pierwszych informacji rosyjskich wynika, że sobotnie zatrzymanie dziennikarzy w podmoskiewskiej miejscowości wynikało z tego, że weszli na teren zamknięty dla cudzoziemców. Ponadto - dodał - nie mieli oni akredytacji, ani nawet wizy dziennikarskiej, a - według Rosjan - posługiwali się wizami biznesowymi. - Chcemy przypomnieć, że jakkolwiek anachroniczne mogą być przepisy krajów, które my wszyscy, jako Polacy odwiedzamy, zwłaszcza dziennikarze, to należy się do tych praw stosować - oświadczył Bosacki.
Rzecznik MSZ wyraził żal, że ani dziennikarze "NDz", ani ich redakcja nie poinformowały o pierwszym, sobotnim zatrzymaniu ambasady, wydziału konsularnego czy MSZ. Podkreślił, że w poniedziałek, w 15 minut po informacji z "NDz", że reporterzy znów mają problemy resort skontaktował ich z konsulem w Moskwie. Bosacki poinformował, że gdy okazało się, że dziennikarze nie wrócą wieczornym lotem do kraju pracownicy ambasady proponowali im nocleg w hotelu przy naszej placówce, ci jednak odmówili i konsulowie zostali wraz z nimi noc na lotnisku. Zaznaczył, że nie wrócili do Polski poniedziałkowym wieczornym rejsem, bo długo nie chcieli podpisać protokołu potwierdzającego zabranie im sprzętu.
PAP, arb, zew