Nie mamy problemów z wypełnieniem 35 procent miejsc na naszych listach kobietami - zapewnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą" posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska. Zgodnie z uchwalonym przez Sejm prawem ponad jedną trzecią kandydatów każdej partii do Sejmu muszą stanowić kobiety. Listy, na których znajdzie się mniejsza liczba pań nie zostaną zarejestrowane.
- Pewnie znajdą się miejsca, gdzie kobiet jest mniej. Akurat w Warszawie, w Łodzi, na Śląsku i Pomorzu zupełnie nie ma tego problemu. Polki są aktywne, co pokazują wyniki wyborów samorządowych - podkreśla posłanka Platformy. Dodaje jednak, że PO zamierza dodatkowo aktywizować kobiety. - Chcemy zorganizować w maju mazowieckie forum kobiet PO. Podobne spotkania odbyły się na Śląsku, w Białymstoku i w Poznaniu. Będą też w innych regionach - zapewnia. - Chcemy się poznać, porozmawiać, zobaczyć, ile nas jest. Zachęcać kobiety, które już sporo osiągnęły, by miały odwagę iść dalej – np. startować do Sejmu. Pierwsze spotkanie będzie raczej ogólne, właśnie o kobietach w polityce. Kolejne planujemy organizować już na określony temat - dodaje.
Kidawa-Błońska przyznaje, że osobiście jest przeciwniczką parytetów. - Uważam, że kobiet powinno być w polityce więcej nie dlatego, że tak każe ustawa, ale dlatego, że są dobre - tłumaczy. Dodaje jednak, że "wiele wartościowych pań wymaga czasem zachęty do większego zaangażowania się". Zaznacza, że często dotyczy to również mężczyzn.
Posłanka PO zapewnia, że na listach wyborczych partia nie umieści celebrytek. - Wydaje mi się, że czasy, kiedy szukało się osób na listę tylko ze względu na znane nazwisko, a nie dla merytorycznej pracy, już dawno minęły. Można zdobyć mandat dzięki znanemu nazwisku, ale co potem? W Sejmie czy w Senacie trzeba ciężko pracować - podkreśla. - Dla mnie kandydat musi być przede wszystkim merytorycznie przygotowany - dodaje.
Kidawa-Błońska przyznaje, że osobiście jest przeciwniczką parytetów. - Uważam, że kobiet powinno być w polityce więcej nie dlatego, że tak każe ustawa, ale dlatego, że są dobre - tłumaczy. Dodaje jednak, że "wiele wartościowych pań wymaga czasem zachęty do większego zaangażowania się". Zaznacza, że często dotyczy to również mężczyzn.
Posłanka PO zapewnia, że na listach wyborczych partia nie umieści celebrytek. - Wydaje mi się, że czasy, kiedy szukało się osób na listę tylko ze względu na znane nazwisko, a nie dla merytorycznej pracy, już dawno minęły. Można zdobyć mandat dzięki znanemu nazwisku, ale co potem? W Sejmie czy w Senacie trzeba ciężko pracować - podkreśla. - Dla mnie kandydat musi być przede wszystkim merytorycznie przygotowany - dodaje.
"Rzeczpospolita", arb