Jak podkreśla Rada, celem akcji jest uświadomienie pacjentom i całemu społeczeństwu, że wykonywanie przez NFZ ról min. "kreatora polityki zdrowotnej" i "nienadzorowanego kontrolera systemu ochrony zdrowia" prowadzi do nadużyć. W ocenie NRL efektem tego są liczne utrudnienia i ograniczenia dla pacjentów. Wskazuje wśród nich m.in. wzrastającą biurokrację.
Biurokracja czyli idiotyzmy
Romuald Krajewski z NRL powiedział, że biurokracja zajmuje lekarzowi 80 proc. czasu podczas wizyty pacjenta. - Nie mamy czasu, by z nim merytorycznie rozmawiać - zaznaczył. Dodał, że lekarz musi także weryfikować dane pacjenta, przede wszystkim te, które uprawniają go do refundacji, gdyż - jeśli popełni błąd - musi zwrócić pieniądze za lekarstwo.
Były prezes NRL Konstanty Radziwiłł poinformował, że jednemu z lekarzy za nieprawidłowo wypisane recepty wymierzono karę 800 tys. złotych. Dodał, że jedną z "niedorzeczności" w systemie jest przykład tzw. "afery receptowej". Wyjaśnił, że lekarze, aby skrócić czas wypisywania recepty, używali skrótu "W-wa" dla określenia Warszawy. - Pacjenci musieli wracać z receptami, gdyż okazało się, że musi być na nich pełna nazwa miasta, inaczej nie będą one refundowane. To są idiotyzmy, które do niczego nie służą - podkreślił.
Kontrola być musi
- Nie można bez kontroli pozostawić 60 mld złotych, każdego roku wydawanych na ochronę zdrowia w Polsce - powiedział rzecznik NFZ Andrzej Troszyński, odnosząc się do zarzutu biurokracji. Podkreślił, że Fundusz konsultuje swoje zarządzenia ze środowiskiem medycznym. - Przyjęte rozwiązania są osiągane w drodze kompromisów, nie zawsze są one łatwe - podkreślił rzecznik NFZ.
zew, PAP