Dwudniowe wybory są niekonstytucyjne – grzmią dziś posłowie Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele. To ci sami posłowie, którzy na początku grudnia zagłosowali za Kodeksem wyborczym, który dwudniowe wybory umożliwia. Okazuje się, że czytanie ze zrozumieniem ustaw, nad którymi się głosuje, jest w polskim parlamencie passe. To w końcu tylko prawo, które ma obowiązywać w Polsce. Nic istotnego.
Zdaje sobie sprawę, że Kodeks wyborczy ma aż 177 stron, a badania czytelnictwa wskazują, że z tak dużą ilością tekstu wielu Polaków nie styka się w ciągu całego roku. Zdaje sobie również sprawę, że posłowie mają wiele innych, ważniejszych zadań niż czytanie długich i nudnych ustaw. Muszą przecież obiad zjeść. Na bloga coś wrzucić. Dziennikarzowi świat wyjaśnić. W sejmowych kuluarach snuć polityczne intrygi. Zagrzmieć z mównicy. Wstęgę przeciąć w swojej gminie. Jakby do tego wszystkiego musieli przeczytać taki Kodeks wyborczy to mogłaby ich rozboleć od tego natłoku zajęć głowa. Ja to wszystko rozumiem. Jest tylko jedno ale – posłów PiS jest 146. Wystarczyłoby więc, aby każdy przeczytał niecałe półtorej strony ustawy – a potem podzielił się wrażeniami ze swojego fragmentu z kolegami i koleżankami. Akurat w przypadku tej ustawy wystarczyłoby przeczytać tylko pierwszą stronę – bo już w artykule 4 czytamy, że wybory mogą być jedno- lub dwudniowe.
Gdybyż jeszcze ta ustawa spadła na Sejm jak grom z jasnego nieba… Ale nie – nad ustawą, jak to zwykle bywa, pracowała sejmowa komisja. Wydawałoby się, że w czasie prac komisji trudno jest jeść obiad, wrzucać coś na bloga, rozmawiać z dziennikarzami, tudzież przecinać wstęgi – ergo można by, choćby z nudów, zajrzeć do ustawy, nad którą się pracuje. Można się nawet oddać refleksji: „O - dwudniowe wybory. Hmm, to chyba coś nowego. Zaraz, zaraz a co tam konstytucja na ten temat mówi…". Najwyraźniej jednak podczas prac sejmowej komisji posłowie myślą o czymś innym. Pewnikiem o ojczyźnie i odpowiedzialności za nią, a nie o jakimś świstku papieru, który przed nimi leży. Że to ustawa – czyli prawo? A bo to mało tych ustaw się przyjęło? Trudno się czymś takim ekscytować – prawda?
Cała sprawa zmusza do poważnej refleksji. Być może posłowie są – wbrew wynikom sondaży, które parlamentarzystów lokują pod względem sympatii społecznej gdzieś w okolicach pensjonariuszy zakładów karnych – porządnymi ludźmi. Oni by dla nas chcieli i niskich podatków, i jednego okienka, i mądrych przepisów, i w ogóle wszystkiego „naj". I nawet heroicznie za tym głosują. Niestety ustawy same z siebie nie chcą być dobre. Takie fatum.
Gdybyż jeszcze ta ustawa spadła na Sejm jak grom z jasnego nieba… Ale nie – nad ustawą, jak to zwykle bywa, pracowała sejmowa komisja. Wydawałoby się, że w czasie prac komisji trudno jest jeść obiad, wrzucać coś na bloga, rozmawiać z dziennikarzami, tudzież przecinać wstęgi – ergo można by, choćby z nudów, zajrzeć do ustawy, nad którą się pracuje. Można się nawet oddać refleksji: „O - dwudniowe wybory. Hmm, to chyba coś nowego. Zaraz, zaraz a co tam konstytucja na ten temat mówi…". Najwyraźniej jednak podczas prac sejmowej komisji posłowie myślą o czymś innym. Pewnikiem o ojczyźnie i odpowiedzialności za nią, a nie o jakimś świstku papieru, który przed nimi leży. Że to ustawa – czyli prawo? A bo to mało tych ustaw się przyjęło? Trudno się czymś takim ekscytować – prawda?
Cała sprawa zmusza do poważnej refleksji. Być może posłowie są – wbrew wynikom sondaży, które parlamentarzystów lokują pod względem sympatii społecznej gdzieś w okolicach pensjonariuszy zakładów karnych – porządnymi ludźmi. Oni by dla nas chcieli i niskich podatków, i jednego okienka, i mądrych przepisów, i w ogóle wszystkiego „naj". I nawet heroicznie za tym głosują. Niestety ustawy same z siebie nie chcą być dobre. Takie fatum.