W grudniu Sejm uchwalił ustawę wprowadzającą 35-procentowe kwoty na listach. W wyborach do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich żeby lista została zarejestrowana, musi być na niej nie mniej niż 35 proc. kobiet i nie mniej niż 35 proc. mężczyzn.
Parytety Brudziński uważa za "nienaturalne, sztuczne wypełnianie list przez partie". - Wiemy, jaki problem ma dziś np. PSL. Mówi się o łapankach czy brankach wśród sympatycznych członkiń kół gospodyń wiejskich. Nie płeć, ale zaangażowanie powinno być wyznacznikiem tego, kto na listach się znajduje – podkreślił Brudziński.
Poseł stwierdził, że jego partia zawsze doceniała kobiety. - Grażyna Gęsicka była szefową klubu parlamentarnego PiS – co jest wyjątkiem w polskim parlamencie, w rządzie Jarosława Kaczyńskiego było wiele kobiet - powiedział.
zew, PAP