- Mój ojciec został ocalony przez Polaków, mimo że na ogół się pamięta, że był ocalony przez Niemca – podkreśla w rozmowie z Radiem Zet prof. Krzysztof Szpilman, syn słynnego kompozytora Władysława Szpilmana. Szpilman nie zgadza się też z tezą Jana T. Grossa, że Polacy nie zdali testu w trakcie II wojny światowej.
Zdaniem Krzysztofa Szpilmana nie można stawiać tezy, że polskie społeczeństwo zawiodło w trakcie II wojny światowej. Profesor stawia pytanie, jak w takim razie powinniśmy oceniać to, co się działo w innych krajach Europy? - Czarnych kart nie można ukrywać, ale ja nie mogę zapomnieć, że w przypadku, mojego ojca nic haniebnego się nie stało, wprost przeciwnie, ojciec spotkał setki ludzi, którzy wiedzieli o nim i nikt go nie zdradził, nikt od niego nie chciał wymusić pieniędzy. Przeżył dzięki tym ludziom. Nie przeżył tylko dzięki panu Hosenfeldowi (niemiecki oficer, który nie wydał Szpilmana po powstaniu warszawskim), ale przeżył dzięki wysiłkom setek ludzi, i to w większości, których nawet nie znał dobrze – podkreśla syn Władysława Szpilmana.
Krzysztof Szpilman zwraca uwagę, że oczywiście nie wszystkich Polaków można określić mianem bohaterów. - Moja mama, która była katoliczką i miała czarne włosy została w Radomiu, gdzie mieszkała. Zatrzymali ją na ulicy ludzie, którzy szukali Żydów i jak widzieli kogoś z czarnymi włosami, wołali "Żydówka" i wołali policję – wspomina prof. Szpilman.
Krzysztof Szpilman ubolewa, że ludzie generalnie nie znają się na historii i łatwo jest im przez to wierzyć w "półprawdy". - Większość ludzi nie przeczyta tej książki, tylko będzie znało ją z artykułów w jakiejś gazecie, która u wiele upraszcza. Historycy mają obowiązek przedstawiać wszystko. Ludzi niestety ciekawią właśnie takie sensacje, bo jeżeli się powie, że Polacy się dobrze zachowali no to nie ma o czym mówić, natomiast jeżeli się powie, że źle to jest o czym mówić – podkreśla Szpilman
MK, Radio Zet
Krzysztof Szpilman zwraca uwagę, że oczywiście nie wszystkich Polaków można określić mianem bohaterów. - Moja mama, która była katoliczką i miała czarne włosy została w Radomiu, gdzie mieszkała. Zatrzymali ją na ulicy ludzie, którzy szukali Żydów i jak widzieli kogoś z czarnymi włosami, wołali "Żydówka" i wołali policję – wspomina prof. Szpilman.
Krzysztof Szpilman ubolewa, że ludzie generalnie nie znają się na historii i łatwo jest im przez to wierzyć w "półprawdy". - Większość ludzi nie przeczyta tej książki, tylko będzie znało ją z artykułów w jakiejś gazecie, która u wiele upraszcza. Historycy mają obowiązek przedstawiać wszystko. Ludzi niestety ciekawią właśnie takie sensacje, bo jeżeli się powie, że Polacy się dobrze zachowali no to nie ma o czym mówić, natomiast jeżeli się powie, że źle to jest o czym mówić – podkreśla Szpilman
MK, Radio Zet