250 tys. młodych ludzi wyjechało z Polski w ostatnich dwóch latach? -Nic o tym nie słyszeliśmy, a przecież to emigracja o ogromnej skali - mówią zaskoczeni socjologowie. To największa fala wyjazdów z Polski od czasu tzw. emigracji solidarnościowej.
Dlaczego nasi rodacy wyjeżdżają, skoro w Polsce nadal można zrobić karierę znacznie łatwiej i szybciej niż na Zachodzie? Co robią w krajach Unii Europejskiej, gdzie wciąż niełatwo uzyskać pozwolenie na pracę? Dlaczego wyjeżdżają, skoro niemal w tym samym czasie do kraju powróciło prawie 200 tys. osób, które wyemigrowały w latach 80. i stwierdziły, że w III RP mają jednak większe szanse?
Zbilansowaliśmy dane GUS, polskich placówek konsularnych, informacje resortów spraw wewnętrznych krajów UE, USA, Kanady, Australii, RPA oraz statystyki działających w Polsce fundacji i programów stypendialnych, a także pytaliśmy firmy headhunterskie. Z uzyskanych danych wynika, że po 1999 r. wyjechało z Polski i na razie nie zamierza wrócić 200-250 tys. osób. Wyjechali głównie ludzie w wieku 20-28 lat, studenci lub niedawni absolwenci studiów. To tak, jakby wyemigrowali absolwenci jednego rocznika wszystkich szkół wyższych!
Według raportu PricewaterhouseCoopers, aż 40 proc. Polaków, czyli 6 mln osób, chciałoby zamieszkać za granicą i podjąć tam pracę. Z badań przeprowadzonych przez Pentor na zlecenie "Wprost" wynika, że aż 68,8 proc. badanych w wieku 15-29 lat chciałoby podjąć pracę na Zachodzie, a 60,2 proc. chciałoby się tam uczyć. Jednocześnie aż 77 proc. badanych w wieku 15-29 lat uważa, że na Zachodzie łatwiej niż w Polsce znaleźliby pracę.
Głosowanie nogami
Można zrobić proste wyliczenie. W 1997 r., gdy tempo wzrostu gospodarczego przekroczyło 7 proc., z Polski wyjechało około 30 tys. osób. Obecnie tempo wzrostu jest siedmiokrotnie niższe niż w 1997 r., więc rozmiary emigracji same się tłumaczą. Takie fale migracji występowały także w krajach Unii Europejskiej, gdy przez kilka lat spadało tam tempo wzrostu. Tak było w latach 70. w Wielkiej Brytanii za rządów laburzysty Neila Kinocka (Brytyjczycy wyjeżdżali głównie do Niemiec, Skandynawii, Holandii). Podobne zjawisko obserwowano w Hiszpanii czy Irlandii. Młodzi ludzie po prostu racjonalnie oceniają stan gospodarki. Głosują nogami. Jeśli tacy jak oni nie są potrzebni, oznacza to, że państwo jest źle zarządzane, przywalone garbem świadczeń socjalnych, przeregulowane.
Prawie sto osób, które zadeklarowały zamiar wyjazdu z Polski, zapytaliśmy, dlaczego chcą wyjechać akurat teraz. Około 40 proc. twierdzi, że zmusza ich do tego sytuacja na polskim rynku pracy. W krajach, do których się wybierają, bezrobocie jest cztero-, pięciokrotnie niższe niż w Polsce. Nie chcą tracić czasu, mimo że zdają sobie sprawę, iż na Zachodzie nie czekają na nich dobre oferty pracy. Chcą się nauczyć języka, nawiązać kontakty. - Nie liczę na to, że pomoże mi rząd Leszka Millera. Nie mam złudzeń, lepiej będzie może za pięć lat. Ale za pięć lat będę miał trzydziestkę i pracodawca zamiast mnie wybierze młodego wilka, świeżo po studiach, głodnego sukcesów. Nie będę więc czekał. I nie chcę się w tym czasie degradować, popadać w apatię. Za granicą będę zmuszony do większego wysiłku, większej mobilizacji, więc nawet jeśli szybko nie odniosę sukcesu, wyjazd się opłaci - mówi Michał Kotarski, absolwent biologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Niepotrzebni absolwenci
Kilka lat temu ukończenie dobrej szkoły wyższej i znajomość języka angielskiego w zasadzie gwarantowały młodemu człowiekowi znalezienie pracy. I to nierzadko w zachodniej firmie, z pensją, o jakiej jego rodzice mogli jedynie marzyć. Teraz nawet ukończenie Szkoły Głównej Handlowej nie zapewnia sukcesu. Jeszcze trzy lata temu kończący studia w SGH mieli po cztery oferty pracy, dziś większość nie ma żadnej. Wedle danych uczelnianych biur karier, pracy nie może znaleźć większość ubiegłorocznych absolwentów kierunków pedagogicznych i bankowości, a także wielu inżynierów, informatyków i ekonomistów. Jeszcze cztery lata temu na stu bezrobotnych tylko dwóch miało wyższe wykształcenie, obecnie - siedmiu. To oznacza, że ich szanse na rynku pracy są ponadtrzykrotnie mniejsze. A będzie jeszcze trudniej, bo na rynek pracy dopiero wejdą roczniki wyżu demograficznego.
Czasami - paradoksalnie - łatwiej zrobić karierę, nie wyjeżdżając z Polski. Na początku lat 90. Dariusz Kucz, ekonomista, pracownik poznańskiej Akademii Ekonomicznej i dziennikarz "Wprost", zaczął się wspinać po szczeblach kariery w firmie Wrigley Polska. Jego atutem było to, że znał dobrze angielski, niemiecki i rosyjski, a także odbył staże i praktyki organizowane m.in. przez AIESEC w firmach niemieckich. Postawił na karierę w Polsce, bo na początku lat 90. można tu było awansować znacznie szybciej niż za granicą. Kiedy odniósł rynkowy sukces w naszym kraju, firma zaproponowała mu stanowisko dyrektora generalnego Wrigley w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka od osiemnastu miesięcy. - Gdybym teraz zaczynał pracę, na pewno mój awans nie byłby tak szybki. Zweryfikowałbym więc oczekiwania i robił swoje - mówi Dariusz Kucz.
Miraż państwa opiekuńczego
Z raportu PricewaterhouseCoopers oraz z naszych rozmów ze zdecydowanymi na wyjazd wynika, że Polskę opuszczają także - choć w zdecydowanej mniejszości - ci, którzy słabo znają wolny rynek i reguły konkurencji. Zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo zachodni rynek pracy różni się od polskiego, o ile więcej i wydajniej trzeba pracować. Liczą na to, że obejmą ich tamtejsze programy socjalne, chociaż w większości państw Zachodu są one dla Polaków niedostępne. Ci, którzy niedawno legalnie wyjechali do pracy, często szybko się rozczarowują.
Socjologowie podkreślają, że wyjeżdżają z Polski głównie osoby wyjątkowo mobilne, a więc niezwykle cenne w kraju, gdzie gotowość zmiany miejsca pracy i zamieszkania deklaruje 0,5 proc. obywateli. - Ci ludzie najczęściej pochodzą z niezamożnych rodzin, dlatego mają niesłychaną motywację nie tylko do zdobywania pieniędzy, ale też do zmiany stylu życia - zauważa Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. Tylko w Chicago naliczył on około trzydziestu absolwentów WSB-NLU, którzy tam pracują, uczą się, żyją. Dotychczas najbardziej spektakularną karierę zrobił Tomasz Kobus, pierwszy prezydent AIESEC - Polska. Pracuje w PricewaterhouseCoopers w Waszyngtonie. Po zakończeniu obecnie realizowanego projektu będzie pracował w centrali firmy w Nowym Jorku.
Dorota Macieja
Współpraca: Jarosław Knap, Violetta Krasnowska
Pełny tekst "Ucieczki w przyszłość" w najnowszym, 1006 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od poniedziałku 3 marca.
W najnowszym "Wprost" także: Pragnienie mdłości
Polskie żądło
Kariera pornorapera
Zbilansowaliśmy dane GUS, polskich placówek konsularnych, informacje resortów spraw wewnętrznych krajów UE, USA, Kanady, Australii, RPA oraz statystyki działających w Polsce fundacji i programów stypendialnych, a także pytaliśmy firmy headhunterskie. Z uzyskanych danych wynika, że po 1999 r. wyjechało z Polski i na razie nie zamierza wrócić 200-250 tys. osób. Wyjechali głównie ludzie w wieku 20-28 lat, studenci lub niedawni absolwenci studiów. To tak, jakby wyemigrowali absolwenci jednego rocznika wszystkich szkół wyższych!
Według raportu PricewaterhouseCoopers, aż 40 proc. Polaków, czyli 6 mln osób, chciałoby zamieszkać za granicą i podjąć tam pracę. Z badań przeprowadzonych przez Pentor na zlecenie "Wprost" wynika, że aż 68,8 proc. badanych w wieku 15-29 lat chciałoby podjąć pracę na Zachodzie, a 60,2 proc. chciałoby się tam uczyć. Jednocześnie aż 77 proc. badanych w wieku 15-29 lat uważa, że na Zachodzie łatwiej niż w Polsce znaleźliby pracę.
Głosowanie nogami
Można zrobić proste wyliczenie. W 1997 r., gdy tempo wzrostu gospodarczego przekroczyło 7 proc., z Polski wyjechało około 30 tys. osób. Obecnie tempo wzrostu jest siedmiokrotnie niższe niż w 1997 r., więc rozmiary emigracji same się tłumaczą. Takie fale migracji występowały także w krajach Unii Europejskiej, gdy przez kilka lat spadało tam tempo wzrostu. Tak było w latach 70. w Wielkiej Brytanii za rządów laburzysty Neila Kinocka (Brytyjczycy wyjeżdżali głównie do Niemiec, Skandynawii, Holandii). Podobne zjawisko obserwowano w Hiszpanii czy Irlandii. Młodzi ludzie po prostu racjonalnie oceniają stan gospodarki. Głosują nogami. Jeśli tacy jak oni nie są potrzebni, oznacza to, że państwo jest źle zarządzane, przywalone garbem świadczeń socjalnych, przeregulowane.
Prawie sto osób, które zadeklarowały zamiar wyjazdu z Polski, zapytaliśmy, dlaczego chcą wyjechać akurat teraz. Około 40 proc. twierdzi, że zmusza ich do tego sytuacja na polskim rynku pracy. W krajach, do których się wybierają, bezrobocie jest cztero-, pięciokrotnie niższe niż w Polsce. Nie chcą tracić czasu, mimo że zdają sobie sprawę, iż na Zachodzie nie czekają na nich dobre oferty pracy. Chcą się nauczyć języka, nawiązać kontakty. - Nie liczę na to, że pomoże mi rząd Leszka Millera. Nie mam złudzeń, lepiej będzie może za pięć lat. Ale za pięć lat będę miał trzydziestkę i pracodawca zamiast mnie wybierze młodego wilka, świeżo po studiach, głodnego sukcesów. Nie będę więc czekał. I nie chcę się w tym czasie degradować, popadać w apatię. Za granicą będę zmuszony do większego wysiłku, większej mobilizacji, więc nawet jeśli szybko nie odniosę sukcesu, wyjazd się opłaci - mówi Michał Kotarski, absolwent biologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Niepotrzebni absolwenci
Kilka lat temu ukończenie dobrej szkoły wyższej i znajomość języka angielskiego w zasadzie gwarantowały młodemu człowiekowi znalezienie pracy. I to nierzadko w zachodniej firmie, z pensją, o jakiej jego rodzice mogli jedynie marzyć. Teraz nawet ukończenie Szkoły Głównej Handlowej nie zapewnia sukcesu. Jeszcze trzy lata temu kończący studia w SGH mieli po cztery oferty pracy, dziś większość nie ma żadnej. Wedle danych uczelnianych biur karier, pracy nie może znaleźć większość ubiegłorocznych absolwentów kierunków pedagogicznych i bankowości, a także wielu inżynierów, informatyków i ekonomistów. Jeszcze cztery lata temu na stu bezrobotnych tylko dwóch miało wyższe wykształcenie, obecnie - siedmiu. To oznacza, że ich szanse na rynku pracy są ponadtrzykrotnie mniejsze. A będzie jeszcze trudniej, bo na rynek pracy dopiero wejdą roczniki wyżu demograficznego.
Czasami - paradoksalnie - łatwiej zrobić karierę, nie wyjeżdżając z Polski. Na początku lat 90. Dariusz Kucz, ekonomista, pracownik poznańskiej Akademii Ekonomicznej i dziennikarz "Wprost", zaczął się wspinać po szczeblach kariery w firmie Wrigley Polska. Jego atutem było to, że znał dobrze angielski, niemiecki i rosyjski, a także odbył staże i praktyki organizowane m.in. przez AIESEC w firmach niemieckich. Postawił na karierę w Polsce, bo na początku lat 90. można tu było awansować znacznie szybciej niż za granicą. Kiedy odniósł rynkowy sukces w naszym kraju, firma zaproponowała mu stanowisko dyrektora generalnego Wrigley w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka od osiemnastu miesięcy. - Gdybym teraz zaczynał pracę, na pewno mój awans nie byłby tak szybki. Zweryfikowałbym więc oczekiwania i robił swoje - mówi Dariusz Kucz.
Miraż państwa opiekuńczego
Z raportu PricewaterhouseCoopers oraz z naszych rozmów ze zdecydowanymi na wyjazd wynika, że Polskę opuszczają także - choć w zdecydowanej mniejszości - ci, którzy słabo znają wolny rynek i reguły konkurencji. Zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo zachodni rynek pracy różni się od polskiego, o ile więcej i wydajniej trzeba pracować. Liczą na to, że obejmą ich tamtejsze programy socjalne, chociaż w większości państw Zachodu są one dla Polaków niedostępne. Ci, którzy niedawno legalnie wyjechali do pracy, często szybko się rozczarowują.
Socjologowie podkreślają, że wyjeżdżają z Polski głównie osoby wyjątkowo mobilne, a więc niezwykle cenne w kraju, gdzie gotowość zmiany miejsca pracy i zamieszkania deklaruje 0,5 proc. obywateli. - Ci ludzie najczęściej pochodzą z niezamożnych rodzin, dlatego mają niesłychaną motywację nie tylko do zdobywania pieniędzy, ale też do zmiany stylu życia - zauważa Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. Tylko w Chicago naliczył on około trzydziestu absolwentów WSB-NLU, którzy tam pracują, uczą się, żyją. Dotychczas najbardziej spektakularną karierę zrobił Tomasz Kobus, pierwszy prezydent AIESEC - Polska. Pracuje w PricewaterhouseCoopers w Waszyngtonie. Po zakończeniu obecnie realizowanego projektu będzie pracował w centrali firmy w Nowym Jorku.
Dorota Macieja
Współpraca: Jarosław Knap, Violetta Krasnowska
Pełny tekst "Ucieczki w przyszłość" w najnowszym, 1006 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od poniedziałku 3 marca.
W najnowszym "Wprost" także: Pragnienie mdłości
Polskie żądło
Kariera pornorapera