"Wiedziałam o zbrodni"

"Wiedziałam o zbrodni"

Dodano:   /  Zmieniono: 
O zbrodni wiedziałam już dzień po niej - wynika z odczytywanych w trzecim dniu procesu zeznań dziewczyny jednego z oskarżonych o udział w zabójstwie w Kredyt Banku.
Kamila M. byłą narzeczoną Marka R. Na październik zeszłego roku planowali ślub.

"O wszystkim dowiadywałam się stopniowo. Dzień po zbrodni wiedziałam już na pewno. (...) "Kochaliśmy się, Marek to miła, uprzejma osoba. Ale po tym wszystkim z wolna przestawałam go kochać. Do ślubu już by nie doszło" - mówiła.

Dzień po zbrodni Marek R. przytaknął, gdy Kamila spytała, czy to oni dokonali napadu na bank, o którym mówią media. "Nie mogłam uwierzyć, że to oni zrobili. Gdybym wiedziała wcześniej, że mój narzeczony ma w czymś takim uczestniczyć, zapobiegłabym" - mówiła w śledztwie.

Nie mogłam sobie poradzić z tym, co wiedziałam. "Dwa razy byłam przesłuchiwana przez policję. Kłamałam świadomie. Raz aż mnie rwało, by wszystko wykrzyczeć, ale bałam się zemsty. Ciągle myślałam o tych zabitych. Nie mogłam spać bez proszków. Bardzo żałuję, że ukrywałam to, co wiem".

Kamila M. zgodziła się odpowiadać tylko na pytania swojego obrońcy, który dociekał, czy prowadziła ona z Markiem R. wspólne gospodarstwo domowe. W początkowych wyjaśnieniach Kamila M. mówiła, że Marek R. "pomieszkiwał u niej", potem twierdziła już, że była jego "żoną bez ślubu, czyli konkubiną".

"Postawa obrońców jest oburzająca. To łatwa do odczytania linia obrony, by wykazać, że Kamila M. była konkubiną R., co wyłącza jej odpowiedzialność karną - jako osoby najbliższej - za niepowiadomienie o zbrodni i  zacieranie śladów" - uważa prokurator Wojciech Groszyk.

Wiedząc o wszystkim, przyjmowała jednak prezenty kupowane przez narzeczonego za pieniądze pochodzące z napadu: skórzaną kurtkę, buty, opłacenie czesnego w liceum zawodowym, fundowanie imprez i wyjazdów.

Prosiła również ojca, by przechował skradzione dewizy i dochował tajemnicy (ojciec Kamili M. jest oskarżony o paserstwo - miał przechowywać skradzione dewizy, z pełną świadomością skąd pochodzą).

"Córka spytała mnie, czy dochowam tajemnicy. Kiedy jej to  obiecałem, dała mi pieniądze, które schowałem w słoiku na strychu. Nie pytałem, skąd te pieniądze, choć domyślałem się, że od Marka R., z jakiejś kradzieży albo przekrętu. Chciałem tylko ochronić córkę" - zeznał Andrzej M., ojciec Kamili.

Przyznał się do przechowywania pieniędzy, ale stwierdził, że nie wiedział o tym, iż pochodzą one z napadu na Kredyt Bank. Bank odzyskał wszystkie dewizy, Andrzej M. wydał je policji. Przed sądem odpowiada z wolnej stopy.

Na poprzednich rozprawach główny oskarżony Grzegorz Sz. przyznał się do tego, że zastrzelił strażnika i trzy kasjerki w banku. Kolejny oskarżony, Marek R. (Kamila M. była jego dziewczyną), przyznał się do udziału w napadzie, ale zaprzeczył, by były plany użycia w nim broni. Trzecim z głównych oskarżonych jest Krzysztof M., który był ochroniarzem i znał ofiary. Jast on oskarżony o zaplanowanie napadu. Sąd chce go przesłuchać w piątek, w obecności biegłych psychiatrów i psychologów.

Czwartek jest kolejnym dniem procesu w sprawie głośnego poczwórnego zabójstwa sprzed roku. 3 marca 2001 r. w warszawskiej filii Kredyt Banku zastrzelono trzy kasjerki i strażnika banku. Skradziono około 104 tys. zł - w złotówkach i różnych walutach.

em, pap