Wiele nieprawidłowości w gospodarstwie posła PJN

Wiele nieprawidłowości w gospodarstwie posła PJN

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wojciech Mojzesowicz (fot. Wprost) Źródło: Wprost
Państwowa Inspekcja Pracy stwierdziła wiele nieprawidłowości w gospodarstwie rolnym posła PJN Wojciecha Mojzesowicza w Bieskowie k. Koronowa (woj. kujawsko-pomorskie), gdzie zginęła pracownica.
Wypadek zdarzył się 28 lutego. 37-letnia kobieta została przygnieciona 250-kilogramowym balotem słomy, który z piętra budynku inwentarskiego zrzucił nietrzeźwy pracownik gospodarstwa. - Kontrola wykazała szereg organizacyjnych, technicznych i czysto ludzkich przyczyn wypadku. Wybrano niebezpieczną formę transportu słomy i nie było instrukcji na tę okoliczność, nie  wyznaczono i nie zabezpieczono strefy zrzutu słomy, a także tolerowano odstępstwa od przepisów i zasad BHP - powiedziała rzeczniczka Okręgowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy Katarzyna Pietraszak.

Bez ewidencji, bez badań, bez oceny ryzyka

Inspektorzy PIP stwierdzili także, że w gospodarstwie nie  prowadzono ewidencji czasu pracy, pracownicy nie przeszli badań lekarskich i nie było oceny ryzyka zawodowego zatrudnionych. Rzeczniczka podkreśliła, że po kontroli inspekcji pracy właściciel gospodarstwa zmienił miejsce magazynowania słomy, przenosząc je z piętra na parter. Raport został przekazany Prokuraturze Rejonowej Bydgoszcz-Północ, która prowadzi śledztwo w sprawie wypadku.

- Przede wszystkim to dla mnie tragedia. Zarówno mnie, jak i mojej żonie bardzo żal zmarłej pracownicy, była z nami przez pięć lat -  powiedział poseł Mojzesowicz. Podkreślił, że współpracował z inspekcją pracy, stawiał się na  wezwania, udostępniał dokumenty, a także odniósł się do pokontrolnych uwag.

"Praca w rolnictwie ma swoją specyfikę"

- Moi pracownicy byli ubezpieczeni, przeszli przeszkolenie BHP. To prawda, nie było ewidencji czasu pracy, ale zatrudnieni nie pracowali dłużej niż 7-8 godzin. Praca w rolnictwie ma swoją specyfikę. Zmarła kobieta i obaj pracownicy każdego ranka wykonywali te  same czynności, stale o tej samie porze zrzucany był jeden balot słomy -  mówił Mojzesowicz.

Zaznaczył, że nie poczuwa się do "zasadniczej winy", a główną przyczyną tragedii jest to, że pracownicy byli nietrzeźwi. - Słyszę uwagi, że inspektor pracy nie ukarał mnie, gdyż mam immunitet. Gdyby chciał nałożyć karę to poddałbym się, tak samo gdyby prokurator zamierzał przedstawić mi zarzuty zrzekłbym się immunitetu -  dodał poseł.

Mojzesowicz przyznał, że obaj pracownicy, którzy feralnego dnia zrzucali słomę, nadal pracują w  jego gospodarstwie. Jeden z nich był wieloletnim partnerem zmarłej kobiety.

zew, PAP