Zdaniem Libickiego, to publikacje "Głosu" spowodowały, że jego nazwisko wykreślono z listy kandydatów PiS przed wyborami do PE w 2009 roku. W kwietniu 2009 roku Marcin Libicki nie otrzymał rekomendacji Komitetu Politycznego PiS do startu w tych wyborach.
Jak powiedział przed sądem Jarosław Zieliński, o problemach lustracyjnych europosła "rozmawiało się w kręgach politycznych". Jego zdaniem publikacje prasowe były "pochodną tych rozmów". - Gdybyśmy umieścili na liście osobę, co do której są wątpliwości lustracyjne, sprzeniewierzylibyśmy się swoim ideałom - oświadczył przed sądem. Ocenił, że decyzja taka mogłaby skutkować nagonką prasową na Prawo i Sprawiedliwość. Polityk nie potrafił dokładnie zrelacjonować przebiegu posiedzenia komitetu politycznego PiS, w trakcie którego podjęto decyzję, że Libicki nie pojawi się na liście PiS. Wyraził jednak wątpliwość, by decyzja ta była spowodowana artykułami prasowymi. - Komitet polityczny nie podejmował decyzji na podstawie publikacji prasowych. W mojej ocenie byłoby to słabe źródło - powiedział.
Sąd prowadzący sprawę czeka na przesłuchanie prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego, do którego ma dojść w Warszawie. Przesłuchany ma być także autor publikacji poświęconych Libickiemu. "Polska Głos Wielkopolski" twierdzi, że publikacje gazety były oparte na dokumentach historycznych oraz wypowiedziach ekspertów.
Libicki po usunięciu go z listy kandydatów PiS do Parlamentu Europejskiego wystąpił o autolustrację i odszedł z partii. Z zebranych przez IPN materiałów służb specjalnych na temat Marcina Libickiego wynikało m.in., że był on kandydatem na TW, a w latach 1965-1968 był "operacyjnie wykorzystywany" przez wywiad PRL. W 1981 r. odnotowano, że wywiad wykorzystywał Libickiego "z uwagi na posiadane kontakty w Radiu Wolna Europa". W 2010 roku sąd uznał, że Libicki złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, oraz że nie był świadomym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa.
pap, ps