Jak powiedział rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz, samolot wystartował przed godz. 12, lądowanie w Warszawie nastąpiło kilkanaście minut po godz. 15. W eksperymencie było wykorzystywane jedno z lotnisk należących do Sił Powietrznych. Prócz załogi na pokładzie znajdowali się przedstawiciele komisji badającej katastrofę smoleńską. Kupracz nie chciał informować o przebiegu lotu, podkreślił, że należy to do komisji Jerzego Millera.
Jak już wcześniej zapowiadano, eksperyment ma polegać na próbnym locie bez odwzorowywania warunków atmosferycznych, które panowały 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Lot Tu-154M o numerze 102 ma wykazać m.in. czy załoga samolotu numer 101, który uległ katastrofie, miała dość czasu na przerwanie zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu, by odejść na drugi krąg bądź odlecieć na lotnisko zapasowe, a jeśli tak, dlaczego to się nie udało.
Z odczytanych z czarnych skrzynek rozmów załogi wynika bowiem, że kapitan Arkadiusz Protasiuk na ok. 20 sekund przed katastrofą wydał komendę "odchodzimy". Mimo jednak, że zdaniem polskich ekspertów był to wystarczający czas na wyprowadzenie samolotu, piloci nie zdołali tego zrobić.
W ubiegłym tygodniu minister SWiA Jerzy Miller, który przewodniczy pracom polskiej komisji mówił, że nie zakończą się one dopóki nie zostanie przeprowadzony eksperyment. W poniedziałek powiedział dziennikarzom, że nastąpi to w ciągu kilku najbliższych dni. Dodał, że komisja wyjaśniająca okoliczności katastrofy smoleńskiej jest na etapie podsumowywania prac i można spodziewać się końcowego raportu "w maju, a może w czerwcu", chyba że strona rosyjska przekaże któreś z dokumentów o które komisja wcześniej występowała.
pap, ps