Prokuratura umorzyła postępowanie wobec ppłk. Leszka L., ówczesnego dowódcy 13. eskadry lotnictwa transportowego z Krakowa. W czasie śledztwa usłyszał on zarzut nieumyślnego niedopełnienia obowiązków organizatora lotu. Z uwagi na śmierć sprawcy umorzone zostało również postępowanie wobec kapitana CASY, kpt. pil. Roberta K, który miał nieumyślnie spowodować katastrofę w ruchu powietrznym, w efekcie której śmierć poniosła załoga i pasażerowie.
Samolot był sprawny
Jak poinformował w czwartek ppłk Tadeusz Cieśla, wojskowy prokurator okręgowy w Poznaniu, śledztwo wykazało, że samolot był sprawny technicznie, a warunki pogodowe były wystarczające do odbycia sprawnego lotu. Zawinił natomiast brak właściwego współdziałania między załogą samolotu a kontrolerem zbliżania i precyzyjnego podejścia.
- Ze strony kontrolera było to nieegzekwowanie od załogi meldowania konkretnych wysokości i kwitowania wysokością wydawanych komend dla załogi, udzielanie też nierzetelnych informacji o położeniu samolotu względem ścieżki schodzenia. Po stronie załogi były to błędy w sztuce pilotażu, brak synchronizacji wysokościomierzy, nieobserwowanie przyrządów. Efektem było doprowadzenia do przechylenia i pochylenia samolotu, utraty siły nośnej i w efekcie katastrofy - powiedział ppłk Tadeusz Cieśla.
Myśleli, że są na ścieżce
Zdaniem śledczych piloci byli przekonani, że zniżają się w prawidłowy sposób na prawidłowej ścieżce i nie odczuli przechylenia samolotu w lewą stronę.
Por. Adamowi B., byłemu kontrolerowi zbliżania i precyzyjnego podejścia w Wojskowym Porcie Lotniczym w Mirosławcu, w toku śledztwa postawiono zarzuty umyślnego niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego. - Mając obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa samolotu CASA, poprzez kontrolowanie ruchu samolotu na ścieżce zniżania, przekazywania załodze samolotu informacji o pozycji statku w stosunku do ścieżki zniżania, nie egzekwował tych powinności. Akceptował sytuację braku określenia odchyleń w wysokości pozycji samolotu i sytuację braku korekty tego stanu przez załogę, co stwarzało zagrożenie dla bezpiecznego przyziemienia samolotu przez załogę i stanowiło działanie na szkodę załogi i pasażerów - powiedział ppłk Tadeusz Cieśla.
Jak podkreślił, nie można mówić o bezpośrednim wpływie jego zachowań na katastrofę. - Gdyby załoga zachowywała się prawidłowo, to samolot przeleciałby nad lotniskiem i nic by się nie stało - wyjaśnił.
W śledztwie zarzuty usłyszał też ppłk Leszek L., ówczesny dowódca 13. eskadry lotnictwa transportowego z Krakowa. Przedstawiono mu zarzut nieumyślnego niedopełnienia obowiązków organizatora lotu. Miał on nieprawidłowo dobrać członków załogi i błędnie ocenić czas wykonania lotu w bezpieczny i zgodny z przepisami sposób. - Postępowanie wobec niego zostało umorzone z uwagi na brak znamion czynu zabronionego w postaci niedopełnienia obowiązków – powiedział Cieśla. Wcześniej prokuratura stawiała Adamowi B. zarzuty nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Ppłk Leszek L. miał początkowo postawiony zarzut przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków.
100 świadków przesłuchano
W trakcie śledztwa przesłuchano ponad 100 świadków, zgromadzono 42 tomy akt. Sporządzono 6 opinii przygotowanych przez ekspertów z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie i Krakowie, Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz zespół 10 biegłych powołanych przez prokuraturę. Koszty postępowania wyniosły ponad 360 tys. zł. - Śledztwo trwało ponad 3 lata, do końca nie mieliśmy wpływu na czas jego trwania. W trakcie trwania naszego śledztwa wydarzyła się jeszcze potężniejsza katastrofa w Smoleńsku. Z uwagi na wykorzystywanie biegłych, którzy pracowali dla naszej sprawy w tamtym śledztwie, które miało priorytet, jego czas wydłużył się - powiedział ppłk Cieśla.
Z głównej sprawy katastrofy samolotu CASA wyłączono do odrębnego postępowania wątek niedopełnienia obowiązków na lotnisku w Mirosławcu, gdzie nie działał system ILS a także wątek wykorzystywania samolotu CASA w Siłach Powietrznych i niewłaściwego szkolenia pilotów i personelu naziemnego.
20 osób zginęło
Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r. w Mirosławcu (Zachodniopomorskie). Maszyna wykonywała lot na trasie Okęcie - Powidz - Krzesiny - Mirosławiec - Świdwin - Kraków; rozwoziła uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP. Zginęło wtedy 20 lotników - czteroosobowa załoga i 16 oficerów. Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które do niej doprowadziły. Byli to ppłk Leszek L., kontroler zbliżania oraz precyzyjnego podejścia, kontroler lotniska, komendant Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu i starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych.
zew, PAP