Premier Donald Tusk ocenił w programie "Tomasz Lis na żywo", że prezes PiS Jarosław Kaczyński "nie ukrywa, że wynalazł patent na Polaka". - Ja się nie mieszczę w tym patencie - zaznaczył Tusk.
- Nie jestem wielkim nauczycielem narodu polskiego. Jeśli to jest potrzebne, aby być dobrym premierem to ja się nie nadaję na premiera. Nie nadaje się na premiera jeśli potrzebne jest to, aby premier polskiego rządu mówił, kto ma być jakim Polakiem, jaki musisz być, aby zasługiwać na miano Polaka - mówił premier Tusk. Dodał, że "jest rzeczą niezwykle niebezpieczną, jeśli ktoś kto aspiruje do władzy, chce tej władzy po to, aby każdemu z osobna mówić - masz być taki a nie inny". - To jest jedno z najbardziej ponurych dziedzictw obłędnych ideologii XX wieku - ostrzegł.
Konkurencja zamiast zacietrzewienia
Premier mówiąc o Kaczyńskim ubolewał, że od polityka, który "odgrywa istotną rolę publiczną w Polsce", słyszy "najcięższe oskarżenia, które utrudniają normalną rozmowę". - Bardzo bym chciał, by lider opozycji był takim liderem opozycji, jak w innych krajach europejskich, gdzie człowiek normalnie się spotyka, podaje rękę i mówi - ja uważam tak, ty uważasz tak, pospierajmy się - podkreślił Tusk. Według premiera, łatwiej byłoby Polsce, gdyby "w miejsce mocnej, negatywnej emocji" pojawiła się konkurencja. - Trochę w tym jest takiego zacietrzewienia i pogardy do drugiego człowieka - stwierdził szef rządu. Podkreślił jednocześnie, że nic nie zwolni go z obowiązku, by "mimo okoliczności, mimo wielu złych emocji, które towarzyszą polskiej polityce, robić wszystko, żeby mobilizować siebie i innych do dobrych, pozytywnych rzeczy".
PiS-SLD? "Nic dobrego"
Tusk pytany, dlaczego chce przestraszyć Polaków powyborczą koalicją PiS-SLD powiedział, że "nikogo nie chce straszyć", a jedynie ostrzega. - Ostrzeganie nie jest straszeniem. Dzisiaj kiedy patrzymy na zachowania PiS i SLD to one są bliźniaczo podobne. Coraz trudniej znaleźć różnicę, przynajmniej w konfrontacji z rządem, pomiędzy PiS a SLD. Jeśli dzisiaj odnajdują tyle wspólnego między sobą, to być może odnajdą także w przyszłości - stwierdził. I dodał, że koalicja PiS i SLD niczego dobrego Polsce nie przyniesie.
PAP, arb
Konkurencja zamiast zacietrzewienia
Premier mówiąc o Kaczyńskim ubolewał, że od polityka, który "odgrywa istotną rolę publiczną w Polsce", słyszy "najcięższe oskarżenia, które utrudniają normalną rozmowę". - Bardzo bym chciał, by lider opozycji był takim liderem opozycji, jak w innych krajach europejskich, gdzie człowiek normalnie się spotyka, podaje rękę i mówi - ja uważam tak, ty uważasz tak, pospierajmy się - podkreślił Tusk. Według premiera, łatwiej byłoby Polsce, gdyby "w miejsce mocnej, negatywnej emocji" pojawiła się konkurencja. - Trochę w tym jest takiego zacietrzewienia i pogardy do drugiego człowieka - stwierdził szef rządu. Podkreślił jednocześnie, że nic nie zwolni go z obowiązku, by "mimo okoliczności, mimo wielu złych emocji, które towarzyszą polskiej polityce, robić wszystko, żeby mobilizować siebie i innych do dobrych, pozytywnych rzeczy".
PiS-SLD? "Nic dobrego"
Tusk pytany, dlaczego chce przestraszyć Polaków powyborczą koalicją PiS-SLD powiedział, że "nikogo nie chce straszyć", a jedynie ostrzega. - Ostrzeganie nie jest straszeniem. Dzisiaj kiedy patrzymy na zachowania PiS i SLD to one są bliźniaczo podobne. Coraz trudniej znaleźć różnicę, przynajmniej w konfrontacji z rządem, pomiędzy PiS a SLD. Jeśli dzisiaj odnajdują tyle wspólnego między sobą, to być może odnajdą także w przyszłości - stwierdził. I dodał, że koalicja PiS i SLD niczego dobrego Polsce nie przyniesie.
"Nikt mnie nie zniechęci do drugiej kadencji"
Mówiąc o nadchodzących wyborach parlamentarnych Tusk ocenił, że Platforma może przegrać "ze sobą, z własnymi słabościami". Dodał, że w jesiennych wyborach parlamentarnych "nie ma faworyta w tym sensie, że ktoś na pewno już wygrał te wybory". - Ja twierdzę, że jeśli przegramy te wybory, to przegramy je z własnymi słabościami - zaznaczył szef rządu. I zapewnił, że nie zabraknie mu na kolejne lata ani siły fizycznej, ani wewnętrznej energii, ani "ochoty do gry". - Nikogo nie zamierzam straszyć, jak niektórzy z moich konkurentów. Nie przewiduję stuletnich rządów Tuska. Ale te następne cztery lata - ja mam wielką ochotę, żeby to, czego nie zrobiliśmy - dlatego, że nie zawsze potrafiliśmy i dlatego, że Polska miała jednak trochę pecha w ciągu tych czterech lat - żeby to dociągnąć do końca. Nikt mnie nie zniechęci - podsumował Tusk.PAP, arb