Zdaniem eurodeputowanego PJN Marka Migalskiego Jarosław Kaczyński nie chce zadzierać z o. Tadeuszem Rydzykiem i dlatego nie wyciągnął konsekwencji wobec pięciu parlamentarzystów PiS, którzy brali udział w spotkaniu organizowanym przez Jana Kobylańskiego na którym padły słowa o tym, że Lech Kaczyński zginął "za karę" za podpisanie Traktatu Lizbońskiego. Parlamentarzyści PiS mieli nie zareagować na te słowa.
"Prezes PiS wyraźnie gra na czas i liczy na to, że sprawa rozejdzie się po kościach. Dlaczego? Wytłumaczenie jest banalnie proste - cała czwórka to ludzie o. Rydzyka. A z tym człowiekiem Jarosław Kaczyński woli nie zadzierać. Tak było, kiedy wyzywał od czarownic ś. p. Marię Kaczyńską. Wówczas Jarosław Kaczyński strachliwie milczał. Podobnie jest i dzisiaj. Chowa głowę pod pierzynę i zatyka uszy" - ocenia zachowanie lidera PiS Migalski.
Zdaniem eurodeputowanego zachowanie Kaczyńskiego to dowód na "instrumentalne traktowanie kwestii pamięci o ofiarach tragedii smoleńskiej". "Jeśli w kampanii prezydenckiej miał do dyspozycji badania, które mówiły, żeby tej kwestii nie podejmować - nie podejmował jej. Kiedy potem przedstawiono mu badania, że drążenie tej materii może przynosić polityczne zyski - drążył" - opisuje strategię prezesa PiS Migalski.
"Czy ma do tego prawo? Tak, bo jest politykiem i chce wygrywać wybory, więc postępuje racjonalnie i politycznie. Ale bardzo proszę Jarosława Kaczyńskiego i jego wiernych wyznawców o to, by zrezygnowali z moralizatorstwa w materii tragedii smoleńskiej. Żeby spuścili z tonu godnego kaznodziejów broniących prawdy i tylko prawdy. Bo w tej kwestii zachowują się jak politycy" - apeluje eurodeputowany.arb