Po finale Pucharu Polski wszyscy powinni się wstydzić. Łącznie z PZPN - powiedział prezes PZPN Grzegorz Lato w Kontrwywiadzie RMF FM.
Lato zapewniał, że PZPN zrobił wszystko, by nie doszło do burd kibiców. - Nawet na ostatniej odprawie z policją pytaliśmy, co jeszcze można zrobić, jak zabezpieczyć to spotkanie - dodał.
Na sugestię, że policja mówiła, żeby nie organizować meczu w Bydgoszczy, a PZPN upierał się, by spotkanie finałowe zorganizować właśnie tam, Lato odparł: - Nie uparliśmy się, tylko jak mamy siedem dni do imprezy i dostajemy zakaz, to trzeba sobie zdawać sprawę, że na wyznaczenie nowego miejsca potrzebny jest miesiąc. 30 dni przed imprezą masową trzeba wystąpić o pozwolenie.
Czy prezes PZPN nie żałuje, że jednak nie wybrano innego stadionu i miasta do organizacji fuinału, stwierdził: - Gdybym wiedział, że idę do drewnianego kościoła, a spadnie mi na głowę dachówka, to na pewno bym tam nie poszedł. To jest ciężko przewidzieć. Powiem tak, byłem bardzo spokojny, kiedy mecz się zakończył. Nawet z podziwem patrzyłem na kibiców Lecha, że ani razu nie rzucili racy, że nie było żadnych petard. I nagle wystarczyła jedna iskra i zaczęło się.
Na sugestię, że policja mówiła, żeby nie organizować meczu w Bydgoszczy, a PZPN upierał się, by spotkanie finałowe zorganizować właśnie tam, Lato odparł: - Nie uparliśmy się, tylko jak mamy siedem dni do imprezy i dostajemy zakaz, to trzeba sobie zdawać sprawę, że na wyznaczenie nowego miejsca potrzebny jest miesiąc. 30 dni przed imprezą masową trzeba wystąpić o pozwolenie.
Czy prezes PZPN nie żałuje, że jednak nie wybrano innego stadionu i miasta do organizacji fuinału, stwierdził: - Gdybym wiedział, że idę do drewnianego kościoła, a spadnie mi na głowę dachówka, to na pewno bym tam nie poszedł. To jest ciężko przewidzieć. Powiem tak, byłem bardzo spokojny, kiedy mecz się zakończył. Nawet z podziwem patrzyłem na kibiców Lecha, że ani razu nie rzucili racy, że nie było żadnych petard. I nagle wystarczyła jedna iskra i zaczęło się.
rmf fm, ps