Poszukiwania 34-letniego ratownika trwają czwartą dobę. Warunki w wyrobisku nadal są trudne; by je poprawić, od rana tłoczony jest tam azot. - Tłoczenie azotu do zagrożonego rejonu służy wyparciu z niego tlenu, ograniczeniu zagrożenia wybuchowego oraz ograniczeniu możliwości rozwoju pożaru – wyjaśniła rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której należy kopalnia, Katarzyna Jabłońska-Bajer. Ratownicy wiedzą, że te działania nie spowodują całkowitego ugaszenia podziemnego pożaru – aby tak się stało, należałoby otamować chodnik i całkowicie odciąć dopływ tlenu. Na tym etapie akcji to niemożliwe, bo w wyrobisku znajduje się zaginiony ratownik. Tłoczenie azotu - z jednej strony wyrobiska - ma przynajmniej częściowo przygasić pożar i poprawić panujące tam warunki - polepszyć widoczność, obniżyć temperaturę.
Dym wciąż przeszkadza
Równolegle zastępy ratownicze kontynuują przeszukiwanie wyrobisk 820 m pod ziemią tam, gdzie jest to możliwe. W poniedziałek od rana po raz kolejny przeszukiwane są okolice wlotu chodnika prowadzącego do ściany wydobywczej. Ratownicy szukali już tam kilkakrotnie – bez efektu. W niedzielę przeszli ok. 180 m tego chodnika; rozmontowali też i przenieśli w inne miejsce podziemną kolejkę, która utrudniała penetrację; podejrzewano, że zaginiony mógł przebywać w pobliżu tego sprzętu. Dalej ratownicy nie mogą iść z powodu panujących warunków. Chodnik nadścianowy nadal jest silnie zadymiony, a stężenia metanu i gazów pożarowych znacznie przekraczają dopuszczalne normy. Akcję utrudnia wysoka temperatura. Miejsce, gdzie zastępy ratownicze dotarły podczas poprzedniej penetracji wyrobiska, dzieli od ściany wydobywczej jeszcze kilkaset metrów.
Przeszukują ostatni chodnik
Osoby znające szczegóły akcji ratowniczej nieoficjalnie uznają za mało prawdopodobne, aby zaginiony ratownik poszedł dalej w kierunku ściany wydobywczej – w panujących w tym rejonie ekstremalnych warunkach nie miał szans dojść daleko, nawet gdyby stracił orientację i skierował się właśnie w tę stronę. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że pracownik jednak znajduje się na blisko 200-metrowym odcinku, który ratownicy już przeszli, nie znajdując go. Jak powiedziała rzeczniczka JSW, w trakcie akcji przeszukano także sąsiednie wyrobiska, gdzie warunki są lepsze – bez efektu. Obecnie trwa przeszukiwanie ostatniego dotychczas niespenetrowanego całkowicie, 2,5-kilometrowego chodnika.
W akcji na każdej zmianie bierze udział dziewięć zastępów ratowniczych – prawie 50 osób. Na powierzchni pracuje sztab, wspomagany przez ekspertów. Kopalnia wznawia w poniedziałek wydobycie węgla z innych, bezpiecznych rejonów, odległych o kilka kilometrów od strefy zagrożenia. Eksploatację wstrzymano w piątek, skupiając się na prowadzeniu akcji ratowniczej.
12 ofiar w tym roku
Do zapalania metanu w kopalni „Krupiński" w Suszcu (powiat pszczyński) doszło w miniony czwartek wieczorem. W zagrożonej strefie było 32 górników; jeden z nich - 27-letni pracownik – zginął. W czasie akcji ratowniczej zginął także jeden z ratowników - miał 36 lat; zmarli to jedenasta i dwunasta ofiara śmiertelnych wypadków w górnictwie węgla kamiennego w tym roku. Kolejny ratownik jest zaginiony. 11 górników trafiło do szpitali m.in. z poważnymi poparzeniami. Obecnie dziewięciu górników leczonych jest w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Mają poparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała. Jak informowano w niedzielę, stan poparzonych jest dobry, jednak każdy z górników pozostanie w szpitalu co najmniej miesiąc. Kolejną informację o stanie zdrowia szpital ma podać w poniedziałek w południe. Dwaj lżej ranni górnicy wracają do zdrowia w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju.
Jak doszło do tragedii?
Okoliczności i przyczyny wypadku wyjaśniają prokuratura oraz specjalna komisja powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Jej pierwsze posiedzenie zaplanowano wstępnie na środę. Na razie nie wiadomo, kiedy członkowie komisji będą mogli zjechać pod ziemię, by przeprowadzić wizję lokalną i pobrać próbki do badań. Próbki, które będą pobrane w wyrobisku, gdy pozwolą na to warunki, pomogą ustalić, czy w wyrobisku doszło – jak się obecnie przypuszcza – do zapalenia metanu, czy także do jego wybuchu w zrobach ściany, czyli miejscach po eksploatacji węgla. Badania mają również pomóc zlokalizować dokładne miejsce zapłonu gazu. Komisja ma ustalić, skąd pochodziła iskra zapalająca metan. Według wstępnych ustaleń, kombajn ścianowy, który teoretycznie mógłby dać taką iskrę, wówczas nie pracował.
Ruszyło śledztwoW poniedziałek Prokuratura Rejonowa w Pszczynie wszczęła śledztwo w sprawie czwartkowego wypadku. Sprawa jest badana w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci pracowników, spowodowania u nich ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i niedopełnienia obowiązków przez osoby odpowiedzialne w kopalni za bezpieczeństwo i higienę pracy. Szef pszczyńskiej prokuratury Bogusław Rolka powiedział, że w postępowaniu zostaną zbadane okoliczności wypadku i przebieg akcji ratowniczej. Tuż po wypadku prokuratorzy byli na miejscu, dokonali oględzin ciał wywiezionych na powierzchnię. Sekcja zwłok górnika i ratownika zostanie przeprowadzona prawdopodobnie we wtorek.
Na potrzeby śledztwa i dochodzenia nadzoru górniczego zabezpieczono kopalniane dokumenty, dotyczące m.in. pomiarów stężeń gazów. Wkrótce mają się też rozpocząć przesłuchania świadków. Prokuratorzy będą rozmawiać nie tylko z górnikami, którzy w dniu wypadku znaleźli się w zagrożonym rejonie kopalni i ratownikami, ale też z wszystkimi osobami, które mogą mieć wiedzę na temat stanu bezpieczeństwa w kopalni w okresie poprzedzającym wypadek. W postępowaniu będzie też zapewne konieczne zasięgnięcie opinii biegłych.
Wizja lokalna później
Rolka przypomniał, że niezależnie od prokuratorskiego śledztwa okoliczności wypadku bada też komisja powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Jak zawsze w tego typu przypadkach, ustalenia komisji WUG będą istotnym elementem śledztwa prokuratury. Na razie nie ma mowy o przeprowadzeniu w miejscu wypadku wizji lokalnej - trwa tam pożar. Kiedy poszukiwany ratownik zostanie odnaleziony i przetransportowany na powierzchnię, zagrożony rejon zostanie prawdopodobnie otamowany, aby odciąć dopływ powietrza i ugasić pożar. Dopiero wówczas śledczy i przedstawicie nadzoru górniczego będą mogli obejrzeć tę część kopalni.
W chwili wypadku w zagrożonym rejonie pod ziemią były 32 osoby; 20 z nich bez poważniejszych obrażeń wyjechało na powierzchnię. Obecnie dziewięciu górników znajduje się w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich (CLO), dwaj lżej ranni w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju. Mają poparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała. Jak informował w niedzielę dyrektor CLO, stan poparzonych jest dobry, jednak każdy z górników pozostanie w szpitalu co najmniej miesiąc.
zew, PAP