Veni, vidi,... i odleciał. Barack Obama po kilkunastogodzinnej wizycie w Polsce powrócił do Waszyngtonu. Nie pozostawił po sobie żadnego istotnego przesłania - ani dla Polski, ani dla krajów środkowej Europy, której przywódcy gościli w Warszawie. Zresztą również i po ich wizycie nie pozostał żaden dokument, ani wspólna deklaracja.
Niektórzy polityczni komentatorzy będą się zapewne starali znaleźć coś, co będzie można określić jako sukces. Nie zmieni to jednak faktu, że Polska może i aspiruje do roli lokalnego przywódcy, ale region w którym chcemy przewodzić nie odgrywa dziś istotnej roli. Dlatego Obama nie wygłosił w Polsce ani jednego ważnego przemówienia, nie podpisał też żadnego istotnego dokumentu.
Na tym jednak nie koniec - podczas wizyty amerykańskiego prezydenta w Polsce nie udało się uniknąć nieprzyjemnego zgrzytu. Nie wiemy wprawdzie dlaczego byłemu prezydentowi Lechowi Wałęsie „nie pasowało" spotkanie z Obamą – możemy jednak przypuszczać, że Wałęsy nie potraktowano tak, jak on sam tego oczekiwał.
W Polsce – gdzie Wałęsa jest od kilkunastu lat postponowany przez różne środowiska polityczne – zapomnieliśmy już, że legenda „Solidarności" pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich symboli za granicą – szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Pod tym względem Lecha Wałęsę można – bez kozery – porównać z Nelsonem Mandelą.
To prawda – Wałęsa jest megalomanem. Wszyscy wiemy, że były prezydent jest przekonany, iż komunizm obalił w pojedynkę. My wiemy, że za Wałęsą stało parę milionów anonimowych bohaterów – ale nie zmienia to faktu, że to elektryk z Gdańska jest dla Zachodu symbolem polskiej pokojowej rewolucji. I Wałęsa ma świadomość tego, jak ważnym jest symbolem – dlatego oczekuje, że będzie traktowany z należnym szacunkiem. Dlaczego strona polska o to nie zadbała
Warszawskie spotkanie przywódców państw Europy Środkowej poświęcone było problemom demokracji w regionie. W regionie w którym – tuż za polską granicą – znajduje się ostatnia europejska dyktatura: Białoruś. Dlaczego nikt nie wykorzystał faktu, że w Polsce mamy swojego laureata pokojowej Nagrody Nobla, który miał okazję spotkać się z innym laureatem tej nagrody – Barackiem Obamą. Ich wspólne oświadczenie w sprawie Białorusi miałoby znacznie większą wagę niż sztywne obrady w Zamku Królewskim, zjadane z prezydentem Obamą „dinnery" i ładnie brzmiące formułki o tym, że prezydent USA „jest jednym z nas”. Niestety polscy politycy postanowili grać na siebie. I dlatego zamiast przesłania, które mógłby usłyszeć świat – mamy zdjęcia premiera i prezydenta z Obamą. Mało.
Na tym jednak nie koniec - podczas wizyty amerykańskiego prezydenta w Polsce nie udało się uniknąć nieprzyjemnego zgrzytu. Nie wiemy wprawdzie dlaczego byłemu prezydentowi Lechowi Wałęsie „nie pasowało" spotkanie z Obamą – możemy jednak przypuszczać, że Wałęsy nie potraktowano tak, jak on sam tego oczekiwał.
W Polsce – gdzie Wałęsa jest od kilkunastu lat postponowany przez różne środowiska polityczne – zapomnieliśmy już, że legenda „Solidarności" pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich symboli za granicą – szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Pod tym względem Lecha Wałęsę można – bez kozery – porównać z Nelsonem Mandelą.
To prawda – Wałęsa jest megalomanem. Wszyscy wiemy, że były prezydent jest przekonany, iż komunizm obalił w pojedynkę. My wiemy, że za Wałęsą stało parę milionów anonimowych bohaterów – ale nie zmienia to faktu, że to elektryk z Gdańska jest dla Zachodu symbolem polskiej pokojowej rewolucji. I Wałęsa ma świadomość tego, jak ważnym jest symbolem – dlatego oczekuje, że będzie traktowany z należnym szacunkiem. Dlaczego strona polska o to nie zadbała
Warszawskie spotkanie przywódców państw Europy Środkowej poświęcone było problemom demokracji w regionie. W regionie w którym – tuż za polską granicą – znajduje się ostatnia europejska dyktatura: Białoruś. Dlaczego nikt nie wykorzystał faktu, że w Polsce mamy swojego laureata pokojowej Nagrody Nobla, który miał okazję spotkać się z innym laureatem tej nagrody – Barackiem Obamą. Ich wspólne oświadczenie w sprawie Białorusi miałoby znacznie większą wagę niż sztywne obrady w Zamku Królewskim, zjadane z prezydentem Obamą „dinnery" i ładnie brzmiące formułki o tym, że prezydent USA „jest jednym z nas”. Niestety polscy politycy postanowili grać na siebie. I dlatego zamiast przesłania, które mógłby usłyszeć świat – mamy zdjęcia premiera i prezydenta z Obamą. Mało.