Prezydencki doradca odniósł się również do nieobecności Lecha Wałęsy na spotkaniu z amerykańskim prezydentem.- Można było z góry przewidzieć, że nieobecność Lecha Wałęsy na tym spotkaniu zostanie odnotowana. Bo ileż osób w Polsce rozpoznaje zagraniczna prasa? Poza tym to rzeczywiście było wydarzenie, świadczące i o polskiej wolności, i o wielkości Lecha Wałęsy, bo naprawdę tylko w wolnym kraju może taka sytuacja zaistnieć. A trzeba być Lechem Wałęsą, żeby nie przyjść na spotkanie z prezydentem Obamą – zauważa Nałęcz. Prezydencki doradca podkreśla, że nie jest prawdą, iż Wałęsa nie spotkał się z prezydentem USA ze względu na brak możliwości porozmawiania z nim w cztery oczy. - Przecież z tego, co mówi prezydent Komorowski - i co jest też stanowiskiem ambasady amerykańskiej - z tym, zdaje się, nie było problemu – zaznacza. I zapewnia, że "w gruncie rzeczy" Wałęsa nie stawiał warunków pod jakimi może pojawić się na spotkaniu. – Myślę, że sformułowanie, że "mu nie pasuje" było szczere. - Powinniśmy to uszanować. Gdyby Lech Wałęsa zawsze zachowywał się w sposób zgodny z konwenansem i z taką chłodną logiką sytuacji, to pewnie nie byłoby Solidarności – podkreśla.
Czy wizyta Obamy w Polsce przyniosła wymierne efekty? Zdaniem Nałęcza: tak. - Pozostał fakt, że Europa Środkowa to ważny region dla prezydenta Stanów Zjednoczonych, bo - nie oszukujmy się - przecież zaproszenie składane normalnie zawsze przy okazji takiej wizyty jak prezydenta Komorowskiego w Waszyngtonie w grudniu, zostało bardzo szybko przyjęte właśnie pod wpływem tej argumentacji, że w maju będzie szczyt prezydentów Europy Środkowej – przekonuje Nałęcz.arb, RMF FM